Jedziemy zwiedzić zamek w Himeji. Standardowo na dworcu kupuję kawę na wynos, w piekarni kupujemy drożdżówki, śniadanie z głowy. Jemy w pociągu, ale na początku trochę się krępujemy. Na szczęście siedzimy na podwójnym siedzeniu, tylko we dwoje, nie widać nas za bardzo. Kilka osób tez wsiada z kawą, ktoś inny ma bułkę. Uff, można jeść.
Zamek w Himeji
Zamek jest zaledwie 1,5 godziny drogi pociągiem z Osaki. Niby jedziemy do innej miejscowości, ale za oknem cały czas teren zabudowany. Trudno dostrzec różnice kiedy kończy się jedno miasto a zaczyna kolejne.
Początkowo widzimy dużo bloków, bardzo industrialny krajobraz. Potem robi trochę bardziej wioskowo. Jednorodzinne domki, przy każdym domku poletko ryżowe. Śmieszne te domki mają, takie chude, maluteńka działeczka obok, praktycznie można przez okno gadać z sąsiadem. Co jakiś czas mijamy boisko do baseballu. Zadziwiające, że akurat ten sport cieszy się tutaj taką popularnością.
Z dworca kolejowego do zamku idziemy pieszo, ot tylko jakieś 15 minut spaceru, w dodatku nie sposób się zgubić po wyjściu z dworca. Od razu widać zamek na wprost, na końcu drogi.
Poza tym ciągną w tamtą stronę tłumy turystów, więc wystarczy iść za nimi. No tak, jesteśmy w szczycie sezonu, w dodatku jest przepiękna słoneczna pogoda.
W zamku tłumy nie nikną. Nie przeszkadza to za bardzo w zwiedzaniu na zewnątrz.
Ale już podziwianie wnętrz to wyzwanie. Główną atrakcją jest po prostu wejście na samą górę. Zamek ma kilka pięter, każde to jedno duże pomieszczenie a pośrodku są schody.
Chodzi się w kółko, a raczej stoi w kolejce, aż dojdzie się do następnych schodów. Każdy kolejny poziom jest mniejszy niż poprzedni, więc na samej górze jest już naprawdę ciasno i trzeba czekać aż ludzie zejdą na dół, zanim wpuszczą następną turę. W środku nie bardzo jest co podziwiać, za to widok z okien na miasteczko całkiem ciekawy.
.
Ogród Kōraku-en w Okayamie
Zwiedzanie zamku kończymy dość wcześnie. Zamek jest bardzo ładny i warty odwiedzenia, ale nie oszukujmy się, w środku nic nie ma, także trudno spędzić na tym terenie więcej niż 3-4 godziny. Jest jeszcze wcześnie więc jedziemy do Okayamy zobaczyć jeden z trzech Wielkich Ogrodów Japonii.
Międzyczasie niestety pogoda bardzo się psuje. Jest pochmurno a jak dojeżdżamy na miejsce to już nieźle pada. Nienajlepsza to pora na spacer po ogrodzie, na szczęście po chwili zaczyna się przejaśniać. Po drodze do zamku rzucamy okiem na zamek, który wygląda zaskakująco podobnie do tego w Himeji.
Nie spacerujemy po parku za długo, bo w sumie jest dość mały. Napisałam park, a to ogród niby.
No właśnie, niby ogród, ale wygląda jak dobrze zadbany park. Szczerze mówiąc nic specjalnego.
W samym miasteczku nie bardzo jest co zwiedzać. W ogóle wszystkie te miasteczka to takie szare bure. I bardzo przypominają nam Chiny, tylko tu jest czysto, cicho i mało ludzi (tego na pewno nie można powiedzieć o Chinach). Zatrzymujemy się tylko na przekąskę w kawiarni z widokiem na zamek. Zamku na zdjęciu nie widać, ale to taka jasna plama w lewym rogu…
Ulica Dōtonbori w Osace
Po powrocie idziemy zwiedzać Osakę, a raczej najsławniejszą ulicę – Dotonbori. Znaną z neonów i jedzenia. Miejsce przypomina trochę Khao San Road w Bangkoku. Tylko tutaj jest zdecydowanie więcej restauracji. Właściwie jest tego tyle, że trudno nam się zdecydować. W końcu lądujemy w przypadkowej knajpie. Zamawiamy tutejsze specjalności: okonomiyaki i takoyaki.
Strzał w dziesiątkę!