Gdy rano opuszczamy wioskę jest tak zimno, że jedynie piękne widoki prowadzą nas dalej. Szybko docieramy do ciężkiego podejścia do Ghyaru. Chyba ze 2 godziny włazimy pod górę. Pot się leje (a dopiero co zimno mi było..), słońce daje po oczach, a iść trzeba. Ale te widoki warte są wysiłku. Przepiękny krajobraz dodaje energii. Dosłownie. Aż chce się iść dalej, by widzieć więcej.
Dzisiejsza trasa jest niezwykle malownicza. Ścieżka wije się wzdłuż zbocza góry, w oddali widzimy ośnieżone szczyty, a po drodze raz po raz mijamy czorteny i ściany Mani.
Już w Ghyaru zastanawiamy się czy nie skrócić dzisiejszej trasy do Ngawal. Idziemy jeszcze trochę za wioskę i już jesteśmy pewni. Dziś skończymy w Ngawal. Choć ścieżka jest praktycznie płaska, idzie się dość ciężko. Do tego wieje porywisty wiatr i nawet na dość szerokiej drodze czuję się niekomfortowo.
Za kolejnym zakrętem w końcu wyłania się Ngawal. Wygląda uroczo z tymi drewnianymi domkami, osadzonymi u zbocza góry.
Jeszcze tylko kilkanaście minut i delektujemy się gorącą herbatą i pięknym widokiem z okna.
podsumowanie
przeszliśmy ok. 9,5km
5h treku (7:25 – 12:30), bez dłuższej przerwy
z 3310m npm na 3680m npm