To był dłuuugi dzień. Zrobiliśmy ok. 18km i weszliśmy cały kilometr wyżej. Zajęło nam to 9 godzin! Ścieżka była w sumie dość łatwa, przeważnie bardzo szeroka i nawet nie bardzo pod górę. Ale mnie męczy przeziębienie i ogólne zmęczenie już trochę daje o sobie znać.
Zaczynamy od podejścia do wioski Tal. O dziwo idzie nam całkiem sprawnie. Pocimy się przy tym jak myszy, ale źle nie jest. Nawet zastanawiamy się czy to już tu ta „ostra wspinaczka” czy dopiero przed nami… Za to na górze czeka na nas malownicze rozlewisko. Całe zmęczenie odpływa jak ręką odjął…
Dzisiaj towarzyszą nam już inne krajobrazy. Zamiast pól ryżowych widzimy głównie rzekę, coraz więcej kamieni i skał.
Trasa jest wyjątkowo kręta i aż cztery razy przechodzimy przez wiszące mosty.
Gdy docieramy do Dharapani ja już marzę o prysznicu i ciepłym łóżku. Idziemy jednak dalej, mijamy Bagarchap i chcemy iść do Danaque. Kilkanaście minut za Bagarchap widzimy całkiem przyjemną lodgę. Pytamy przechodzącego tragarza jak daleko do Danaque, mówi, że ok 30-40 minut….To za dużo, już nie mamy siły iść dalej. Zostajemy tu na noc.
Po raz pierwszy mamy pokój z łazienką! Przyjemne drewniane wykończenie, mięciutkie łóżka. Tylko dlaczego nie ma ciepłej wody?!? Jest naprawdę chłodno, więc prysznic w zimnej wodzie to ostatnia rzecz, na którą mamy ochotę. Ale umyć się trzeba, więc zagryzamy zęby i do dzieła!
Wieczorem, po zachodzie słońca robi się naprawdę chłodno. Do tej pory w nocy wystarczał śpiwór, a dziś po raz pierwszy prosimy o koce. Jeszcze tylko rzut oka na oświetlony przez księżyc ośnieżony szczyt Manaslu i o 20.00 jesteśmy gotowi do snu.
podsumowanie
przeszliśmy ok. 18km
9h treku (7:00 – 16:00), w tym 40min przerwy na obiad
z 1300m npm na 2300m npm