Ruszamy dość wcześnie, bo nie wiemy ile czasu zajmie nam dzisiejsze podejście. Jest straaasznie zimno. Staramy się iść szybciej, żeby rozgrzać nogi, a przede wszystkim stopy. Na szczęście ścieżka jest szeroka i spokojnie pnie się pod górę. Kijki trzymamy pod pachą, a dłonie chowamy do kieszeni. Od oddechu parują mi okulary, od zimna pojawia się katar.
Po drugiej stronie rzeki, za mostem, widzimy słońce. Zupełnie jak oaza na pustyni. Gdy docieramy do nasłonecznego miejsca przystajemy na chwilę, żeby się ogrzać.
Radość ze słońca szybko się kończy, bo teraz czeka nas nieprzyjemny odcinek. Przez około 15-20 minut idziemy wąską ścieżką wzdłuż terenów zagrożonych osuwiskami. Nie jest tak niebezpiecznie, jak to wygląda, ale na wszelki wypadek staramy się przejść ten kawałek sprawnie, bez zatrzymywania. No, nie jest to takie proste, bo odruchowo chcę iść szybciej i łapię zadyszkę. Półminutowa przerwa jednak musi być i idziemy dalej.
A to niespodzianka!
Zaraz potem docieramy do Thorong Phedi. Skąpane w słońcu stoliki zachęcają nas do krótkiej przerwy przed wspinaczką do High Campu. Zamawiamy herbatę, kupujemy bułki i…nasi Polacy! Co za spotkanie! A myślałam, że Oni już dawno za przełęczą… No teraz to już nasza krótka przerwa zaczyna przeradzać się w całe posiedzenie… Musimy przecież omówić szczegółowo wydarzenia ostatnich dni, przeanalizować nasze siły przed ostatecznym uderzeniem na przełęcz…czyli mówiąc krótko, plotkujemy ? Pogadało by się dłużej, ale wypada iść dalej. Nie wiemy co tam nas czeka, więc wolimy mieć to szybciej za sobą. Ekipa z Dolnego Śląska rusza jakiś czas po nas. Spotkanie w High Campie ustawione na dzisiejszy wieczór!
Ostatnia pod górkę
Podejście z Thorong Phedi do High Campu męczy nas OGROMNIE. Ja nie wiem jak można świadomie wybierać się po ciemku na ten odcinek. Może nie jest bardzo stromo, ale jednak wysokość robi swoje. Do tego wystarczy małe potknięcie o kamień i można ładnie polecieć w dół. Cieszę się, że nie zostaliśmy w Thorong Phedi na noc.
Wieczór spędzamy z Izą, Sebastianem, Wiolą, Andrzejem i Krzyśkiem. Omawiamy strategię na jutro. Rada wojenna postanowiła co następuje: spotykamy się na śniadaniu ok. 5:00 i ruszamy na szlak ok. 6:00. A potem będziemy powoli człapać do przełęczy. O ile wcześniej nie zamarzniemy, bo gospodarze lodgy nie kwapią się do rozpalenia w piecyku. Chyba chcą nas wszystkich wygonić do łóżek.
Takie tam wątpliwości
Trochę się martwię czy dam radę jutro. Czy będzie bardzo zimno? Czy będzie śnieg? A może za późno wychodzimy? A jak nie zdążymy dojść do Muktinath przed zmrokiem? Tysiąc pytań mam w głowie. Ale już jutro wszystko się wyjaśni.
podsumowanie
5h treku (6:50 – 11.45) w tym 1h przerwy
z 4200m npm na 4850m npm