Decyzja podjęta. Nie idziemy nad jezioro. Trochę szkoda nam widoków, ale świadomość wąskiej ścieki zniechęca do dalszej drogi. Naszym dzisiejszym celem jest Churi Ledar. Pierwsze kilkanaście minut wracamy po wczorajszych śladach. Potem ścieżki rozdzielają się i jedna wiedzie do Khangsaru (tędy szliśmy wczoraj), a druga ma nas zaprowadzić do Yak Kharki, a potem Churi Ledar.
Pierwszy odcinek męczy nas okropnie. Niby nie mamy przed sobą ostrych podejść, ale jednak ścieżka stopniowo, konsekwentnie wspina się pod górę. Dziwne uczucie, nogi chcą iść szybciej, ale brakuje powietrza. Musimy robić przystanki, by uspokoić oddech i kołaczące serce.
Oglądamy się za siebie i okazuje się, że niezły kawałek pod górę już weszliśmy. Przed nami jednak dalszy mozolny marsz. W końcu docieramy na szczyt góry. Może teraz będzie po płaskim??? Ale nie… teraz czeka nas ostre zejście w dół. Tak ciężko zdobywana wysokość… Szkoda, że nie mamy żadnego urządzenia do mierzenia, bo wydaje nam się jakbyśmy zrobili z 1000 metrów w górę.
Po drugiej stronie rzeki, wzdłuż góry widzimy ścieżkę. Tamtędy idą ludzie z Manangu. Musimy się tam dostać, ale żeby to zrobić, trzeba zejść do rzeki, do mostu i potem znów się wdrapać… Zajmuje nam to całe wieki. Ależ mi się już nie chce iść! A jeszcze tak daleko! Na szczęście po połączeniu się ścieżek trasa jest bardzo szeroka i praktycznie płaska.
Dopiero gdy docieramy do Yak Kharki najprostsze podejście zaczyna być problemem. Dosłownie co kilkanaście metrów robimy przystanek. Podobno to tylko 40 minut drogi. Oby przewodnik się nie mylił… Gdzieś tam musi być Churi Ledar…
7 godzin zajęło nam dzisiejsze przejście. Dosłownie krok za krokiem, nic nie dało się przyspieszyć, bo zaraz brakowało tchu. Jutro High Camp, a pojutrze przełęcz… No chyba damy radę, skoro doszliśmy aż tak daleko…
podsumowanie
7h treku (7:15 – 14:15), bez dłuższych przerw
z 4120m npm na 4200m npm