Kilka dni temu Chińczycy pożegnali rok smoka i powitali rok węża. Chiński Nowy Rok to nic innego jak nowy rok księżycowy. To właśnie kalendarza księżycowego używa się w Chinach do wyliczania dat najważniejszych świąt i właśnie dlatego ichni Nowy Rok jest świętem ruchomym i nie pokrywa się z naszym Nowym Rokiem.
Pewnie kojarzycie parady smoków? No to właśnie to jest ta impreza.
Zawsze chciałam zobaczyć taką paradę na żywo, ale jeszcze nie byliśmy w Chinach w odpowiednim czasie. Za to społeczność chińska w innych krajach azjatyckich jest tak duża i tak zorganizowana, że w byle większym mieście nie trudno o mini paradę. I nawet w Chiang Mai załapaliśmy się na małą imprezkę.
Jak to robią w Chinach
W Chinach jest to najważniejsze święto, obchodzone z wielką fetą. Dzieją się dziesiątki przeróżnych rzeczy i cały festiwal trwa nawet kilkanaście dni. Największa impreza odbywa się oczywiście w Pekinie i w tym roku władze Chin po raz pierwszy zaprosiły zagraniczną gwiazdę. A była nią, uwaga, Celin Dion! Dlaczego Celin Dion? Bo w Chinach powszechnie znane są tylko dwie piosenki po angielsku, Happy Birth Day i My heart will go on z Titanica…Tak przynajmniej mówili w telewizji Al Jazeera, którą odbieramy tu po angielsku…
Jest jeszcze druga ciekawostka związana z Chińskim Nowym Rokiem. Otóż jest to jeden z nielicznych okresów w roku, gdy chińscy robotnicy, pracujący w odległych prowincjach, mają wystarczająco dużo czasu by wrócić do domu i odwiedzić rodzinę. A tych chińskich robotników jest 200 milionów. Tak, nie pomyliłam się, 200 milionów! I te 200 milionów ludzi (czyli jakieś sześć Polsk) rusza transportem publicznym mniej więcej w tym samym czasie. Gdzieś czytałam, że jest to największa migracja ludzi na ziemi. Wyobraźcie sobie teraz podróż hard sitterem…
No ale wracając do naszych obchodów
W Chiang Mai społeczność chińska nie jest chyba zbyt wielka, bo impreza była raczej skromna. Największą atrakcją była właśnie poranna parada smoków.
Najpierw smoki tańcowały na głównej ulicy, a potem skręciły w uliczki chińskiej dzielnicy. I choć smoki były tylko dwa (no w sumie z małym smoczkiem trzy), to robiły tyle rumoru jakby szło całe stado. Szczególnie gdy w bocznych uliczkach zaczęły odwiedzać kolejne sklepiki w poszukiwaniu datku.
Bo w całej tej paradzie chodzi o to, żeby wrzucić do paszczy smoka pieniądze, a w zamian dostać „na szczęście” włosa z jego brody. I gdy w poszukiwaniu datków smoki zaczęły wchodzić do kolejnych sklepików to wszystko zaczęło się plątać i korkować. Była przy tym kupa śmiechu, bo smoki duże i długie, a sklepiki małe i ciasne i jak tu zmieścić całego smoka do środka? A sprzedawcy droczyli się oczywiście ze smokiem i nie chcieli nic dawać, dopóki cały smok nie odwiedził sklepu.
Mały smoczek miał łatwiej i wchodził wszędzie tam, gdzie duże smoki nie miały szans wejść. Za to duże smoki „dorabiały” na ulicy. Co raz ktoś z mieszkańców, a nawet turystów, wrzucał do paszczy smoka mały datek a w zamian dostawał jednego włosa, którego wiązało się potem wokół nadgarstka.
Po paradzie były jeszcze dodatkowe atrakcje, na przykład różnego rodzaju występy na scenie. Zbliżało się już jednak południe i było strasznie gorąco, więc uciekliśmy do domu. Za to popołudniu wróciliśmy jeszcze na chiński market w poszukiwaniu kolacji. Na co dzień nie ma tu zbyt wielu stoisk z jedzeniem, ale teraz z okazji święta pojawiło się wiele miejsc z lokalnymi przysmakami.
Pachniało zupełnie jak w Chinach i zupełnie jak w Chinach, większość była dla nas niejadalna…
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Chińska dzielnica w Chiang Mai to kilka uliczek wokół marketu Warorot, nad rzeką Ping. W południowej części jest też chińska świątynia. Podobno podczas Chińskiego Nowego Roku wiele par bierze tu ślub, ale my nie widzieliśmy żadnej uroczystości.
Parada smoków zaczęła się na Thapae road, przeszła obok świątyni Wat Saen Fang i skręciła w uliczki chińskiej dzielnicy. Każdego roku trasa jest podobna, ale warto wcześniej poszukać w internecie informacji. Ku naszemu zaskoczeniu na mieście nie było żadnych ogłoszeń o tym wydarzeniu i pewnie dlatego na paradzie nie było zbyt wielu turystów.