Podróżowanie pociągami cieszy się wśród Chińczyków ogromną popularnością. Sieć kolejowa jest świetnie rozwinięta, połączeń wiele, a pociągi w miarę punktualne i jak na tak długie trasy, szybkie. Obserwując podróżujących Chińczyków ma się wrażenie jakby pociąg był ich drugim domem. Jednak to co dla Chińczyka oczywiste, dla turysty przebywającego po raz pierwszy w Chinach jest, mówiąc delikatnie, zdumiewające.
Krok pierwszy – Przygotuj się do wizyty na dworcu
Cała zabawa w podróżowanie koleją zaczyna się już w momencie kupowania biletu. Nie chcieliśmy płacić za pośrednictwo agencji czy hosteli. Nie pozostawało nam więc nic innego jak iść na dworzec i podjąć walkę samodzielnie.
Na forach internetowych krążą plotki o kasach z anglojęzycznymi kasjerami. Nie dajmy się jednak zwieść. Takie okienko to chyba tylko w Pekinie, w dodatku akurat było zamknięte. W innych miastach nie spotkaliśmy żadnej informacji w języku innym niż chiński. Szybko przekonaliśmy się, że pani w okienku też raczej nie będzie służyć jako informacja. Po pierwszej bezowocnej wizycie na dworcu opracowaliśmy więc taką oto strategię:
1. Wchodzimy na stronę wwwchinahighlights.com i tam sprawdzamy możliwe połączenia na interesującej nas trasie.
2. Przy poszczególnych pociągach wyświetla się liczba wolnych miejsc. Wybieramy pociąg, na który jest jeszcze najwięcej miejsc. Może wtedy inni nie zdążą wykupić wszystkich biletów zanim dotrzemy na dworzec.
3. Spisujemy na kartkę numer pociągu, datę i godzinę odjazdu.
4. Przerysowujemy na kartkę (a raczej Fryderyk przerysowuje i świetnie się przy tym bawi) nazwy stacji wyjazdowej i docelowej.
Tak przygotowana kartka z informacjami oszczędza nam pytań (po chińsku), przyspiesza zakup biletów (jeśli w ogóle są) i sprawia, że zyskujemy w oczach miejscowych. Bezcenne.
Krok drugi – wybierz miejsca
W chińskiej kolei miejsca nie dzielą się na klasy, jak w Polsce i wielu krajach zachodniej Europy. Podróżujący za to wybiera między miejscami siedzącymi a leżącymi. Te z kolei dzielą się na tak zwane miękkie (soft) i twarde (hard).
Wagony z miejscami siedzącymi są bezprzedziałowe. Z jednej strony mają po trzy, po drugiej stronie po dwa miejsca, tworząc przejście przez cały wagon. Przy każdym komplecie miejsc jest stoliczek. Fotele są ustawione naprzeciwko siebie, więc podróżni stykają się kolanami lub depczą sobie po stopach. No i cały czas pozostaje dla nas tajemnicą jaka jest różnica między hard a soft sitterami. Bo oprócz ceny i trochę innego wyglądu foteli nic nie przychodzi nam do głowy.
W wagonach sypialnych każdy ma miejsce leżące. Hard sleepery są bezprzedziałowe. A miejsc jest trzy w jednym pionie. Co oznacza, że to trzecie jest pod samym sufitem.

Soft slipper to już typowa kuszetka z czterema miejscami leżącymi w jednym przedziale. Do tego klimatyzacja regulowana w przedziale, termos z wrzątkiem i kotarki do zasłonięcia się przed innymi podróżnymi. No luksus bez dwóch zdań.
Są też miejsca stojące, oczywiście najtańsze. Posiadacz takiego biletu może zająć wolne miejsce w wagonie z miejscami siedzącymi. O ile takie znajdzie.
Wybór między miejscem siedzącym a sypialnym to nie tylko kwestia komfortu i ceny. To wybór między zupełnie różnymi stylami podróżowania. To wybór między zupełnie innymi sytuacjami, w których będziemy uczestniczyć. I warto się nad tym dobrze zastanowić. Ale o tym dalej.
Krok trzeci – kupujemy bilety
Dworce kolejowe w Chinach to prawdziwe molochy. Bardziej przypominają lotniska niż dworce znane nam z Polski. Żeby sprawnie się po nich poruszać trzeba pamiętać, że każdy dworzec ma dwie zupełnie oddzielne strefy. Jedna, ogólnodostępna, to kasy biletowe. Druga to właściwa część dworca z poczekalniami, wejściami na perony, sklepami i tym wszystkim co kojarzymy z dworcami. Ta część dostępna jest jednak tylko dla osób z ważnym biletem kolejowym.
W dużych miastach dworców będzie zawsze kilka. Najlepiej jechać na ten, z którego odjeżdża nasz pociąg. Bilety można co prawda też kupować na innych dworcach, również w innych miastach. Ale ich pula jest ograniczona. Może być tak, że są jeszcze miejsca w pociągu, ale nie do sprzedaży w danym mieście. Tak mieliśmy przykładowo w Pingyao, gdy chcieliśmy kupić bilety z Lanzhou do Jiayuguan. Pani w okienku poinformowała tylko, że biletów nie ma. A w Lanzhou kupiliśmy bez problemu.
Dworzec wybrany, jedziemy na miejsce. Już z daleka widzimy dziwne skupisko ludzi. To tam na pewno są kasy biletowe. Widzimy kasy. Czasem kilka, kilkanaście. Przeważnie kilkadziesiąt. Na wielu dworcach są oddzielne kasy biletowe sprzedające bilety na ten sam dzień i oddzielne, sprzedające na pozostałe dni. I jak je teraz rozróżnić? Są oczywiście podpisane. Ale po chińsku. Jedyna nadzieja, to że będą wyświetlać się na nich daty z użyciem arabskich cyfr.
Jak już to wszystko sprawdzimy, to wybieramy kolejkę. Raczej „na czuja” niż kierując się posiadanymi informacjami. A najczęściej wybieramy po prostu najkrótszą. Teraz trzeba swoje odstać. Na mniej niż kilkadziesiąt osób przed nami nie ma co liczyć. Czasem idzie wolno, jak trzypokoleniowa rodzina sprawdza wszelkie możliwe połączenia na najbliższy miesiąc. Czasem idzie szybciej, gdy inni podróżni dobrze wiedzą, co chcą kupić. Nie ma co się jednak za szybko cieszyć. Dobrze znamy przypadki, gdy po odstaniu czterdziestu minut w kolejce pani z okienka idzie na obiad. Albo gdy już przyjdzie nasza kolej odsyłają nas gdzieś w prawo, albo w lewo, wypowiadając dziesiątki zdań po chińsku.
Nie ma co się załamywać. Wtedy trzeba po prostu wepchać się do kolejki obok. Im bliżej okienka tym lepiej. I niech nas nie biorą żadne wyrzuty sumienia czy skrupuły. Nasza chwila zawahania to dziesięciu Chińczyków, którzy stali wcześniej za nami, a teraz już są przy okienku.
Jesteśmy przy kasie, pokazujemy kartkę z informacjami, nawet nie silimy się na angielski. A tu niespodzianka „May I have a look?”. Ale to raczej raz na dziesięć przypadków. Przeważnie konwersacja jest jednostronna. Dopóki mamy kartkę z informacjami i wszystko idzie sprawnie, to nie jest to żaden problem. Kasjer szuka połączeń, wyświetla możliwe opcje na monitorze. Oprócz cyferek po arabsku cała reszta jest po chińsku, więc trudno nam zweryfikować czy to jest to o co nam chodzi. Na szczęście w całych Chinach mają ten sam system, więc po pewnym czasie nauczyliśmy się na pamięć co w której kolumnie i tak mniej więcej rozszyfrowaliśmy co oni nam tam pokazują.
Wszystko się zgadza, więc kupujemy bilety. Proszą o paszport. No tak, potrzebne są paszporty wszystkich jadących. Fryderyk został gdzieś z bagażami, więc teraz szybki bieg po dworcu po jego paszport. Chińczycy z kolejki patrzą ze zdziwieniem co to za sprint, ale tylko uśmiechają się pod nosem. Ok, są dwa paszporty, jest gotówka, płacę. Mam bilety!

Krok czwarty – Nie daj się na dworcu
Naiwni ci, co myślą, że wpadną na dworzec w ostatniej chwili i wsiądą do pociągu w biegu. Co to to nie. Tu są Chiny i tu jest porządek. To znaczy, porządek po chińsku. Żeby wejść do budynku, czy też przejść dalej, musimy pokazać bilet i przepuścić bagaż przez rentgen. Na dużych dworcach bramek jest wiele, ale i tak często tworzą się kolejki. Jak już prześwietlą się ruskie torby ze zbożem i worki z sianem, grupka Chińczyków pokłóci się między sobą i poprzepycha w kolejce, możemy prześwietlić swoje plecaki i iść dalej.
W Chinach nie czeka się na pociąg na peronie. To znaczy my nie widzieliśmy takiego miejsca, żeby podróżni mogli sobie tak po prostu stać na peronie. Czeka się w poczekalni. A jak duży dworzec to jeszcze trzeba znaleźć odpowiedną poczekalnię, czy też właściwe zejście na peron. Bo zdarza się, że każdy peron ma oddzielną poczekalnię czy też oddzielną bramkę. Jak znamy numer naszego pociągu to nie ma problemu. Wśród tysięcy komunikatów po chińsku odnajdujemy odpowiednie cyferki i idziemy w tym kierunku. Jeśli jest mniej niż godzina do odjazdu i nie widzimy tłumu Chińczyków to powinniśmy zacząć się martwić. Lepiej sprawdzić czy nasz pociąg na pewno stąd odjeżdża.

Tłum podróżnych tłoczący się przy bramkach to dobry znak. Ustawiamy się jak najbliżej bramek. Nie zostawiamy sobie za dużo miejsca od innych, bo zaraz ktoś tu wlezie. Na początku myśleliśmy „po co się pchać, przecież mamy miejsca, każdy zdąży wsiąść”. Taaa. Wsiąść zdąży każdy, ale żeby bagaż położyć, oj to może już być trudno. Jak przepuścisz innych to potem okazuje się, że w odległości dziesięciu miejsc do przodu i do tyłu nie ma ani centymentra wolnego na plecak. Bo przecież jedzie z nami dziesięć worków z niewiadomo czym i dwadzieścia toreb z jeszcze większą ilością niewiadomo czego. Tylko niech nam nie przyjdzie do głowy stawiać bagaż na podłodze!
Krok piąty – Przetrwaj w pociągu
Kupiliśmy bilety, będziemy jechać! Podróż hard slipperem to rozsądny konsensus. Z jednej strony zapewniamy sobie komfortowy transport, z drugiej serwujemy pewną dawkę obcowania z Chińczykami. Chyba najlepsze jest miejsce środkowe. Co prawda nie można na nim wygodnie usiąść, bo miejsce nad nami nie pozwala się wyprostować, ale za to mamy gwarancję, że nikt nie będzie na nim przesiadywał razem z nami. Bo to, że mamy dane miejsce, nie oznacza, że nikt tam nie będzie siadał. Oczywiście można się bezceremonialnie wyciągnąć na całym miejscu. I z premedytacją to czasem robię, gdy już mam dosyć Chińczyków wchodzących z butami w talerz. Ale ogólnie panuje zwyczaj, że osoby mające miejsca drugie i trzecie goszczą na tych najniższych w ciągu dnia. Tak jest i już.
Wsiadamy do pociągu. Do odjazdu jeszcze 15 minut. A pierwsze przekąski już idą w ruch. Absolutny „must have” to zupka. Nie ma jazdy chińskim pociągiem bez zupki. Standardowa zupka to tekturowy kubełek z suchym makaronem, „smakiem” w woreczkach i plastikowym widelczykiem. Zupkę trzeba otworzyć, ale nie do końca, potem posypać makaron przyprawami z woreczków. Ja zawsze wącham wszystkie przyprawy i jak coś mi za ostro pachnie to sypię tylko połowę albo wcale. Taką zupkę zalewa się wrzątkiem, nie za dużo, tyle, żeby zakryło makaron. Na koniec robimy widelczykiem małą dziurkę w wieczku i przekładamy przez nią ząbek widelca. Po kilku minutach zupka jest gotowa do jedzenia. Widelcem zjada się makaron, a zupkę po prostu potem wypija wprost z kubełka.
Mamy wrażenie, że Chińczycy jedzą non stop. W czasie kilkunastogodzinnej podróży robią dziesiątki kursów po wrzątek, którym zalewają kolejne zupki, herbatki i inne wynalazki produkowane z myślą o podróżnych. W Chinach rozwinęła się chyba cała gałąź przemysłu spożywczego tylko pod kątem podróży pociągiem. Pestki słonecznika, dyni, suszone owoce, kawałki mięsa. Wszystko porcjowane tak akurat na jeden raz i pakowane w próżniowe torebki. Nasz faworyt to kurze łapki w panierce. Bierze się taką łapkę do buzi i wysysa… Potem można zagryźć jeszcze parówką. A łuski z pestek, plastikowe opakowania, czy folia z parówek lądują od razu na podłodze.

Przy okazji – do toalety najlepiej chodzić na początku podróży. Bo jak już Chińczycy zjedzą te wszystkie zupki i zagryzą parówkami, to wizyta w toalecie może być traumatycznym przeżyciem. Choć bez podwinięcia nogawek i tak trudno się obyć…
Chińczycy są mistrzami w wytwarzaniu wokół siebie brudu i smrodu. Rzucają na podłogę wszystko, co nie jest im już potrzebne. Puste butelki i zużyte chusteczki walające się po wagonie to jednak najmniejszy problem. Gorzej gdy jedzie z nami małe dziecko. Takie małe dzieciaki nie noszą pieluchy, tylko mają po prostu rozcięcie w spodenkach. No i możemy być pewni, że prędzej czy później maluch nasika na podłogę. Przy całkowitej aprobacie rodziców i otoczenia. A skoro nie ma przedziałów to jest duża szansa, że do nas doleci. I właśnie dlatego nigdy nie stawiamy bagażu na podłodze! Oczywiście prowadnik ciągle sprząta. Ale to sprzątanie to bardziej przemiatanie z jednego końca wagonu na drugi. Po jednym takim zamiataniu pod naszymi nogami było więcej śmieci niż wcześniej. Do tego dochodzi wszechobecna, specyficzna woń, na którą składa się zapach zupki, dymu papierosowego i fetoru z toalety.
Prawdziwa przygoda zaczyna się w nocnym hard sitterze. O ile w dzień każdy siedzi mniej więcej na swoim miejscu, tak gdy zbliża się wieczór przed każdą stacją zaczyna się polowanie na miejsca. Najlepsze są trójki, z których wysiadają wszyscy pasażerowie. Oczywiście nie ma gwarancji, że na danej stacji nie wsiądzie ktoś na to miejsce. Stali bywalcy pociągów jednak wiedzą, na których stacjach jakie jest obłożenie i z zadziwiającą wprawą zajmują zawsze te miejsca, po które nikt się potem nie zgłasza. Najgorzej mają osoby w trójkach przy przejściu. Nie mogą oprzeć głowy o ścianę wagonu, stoliczek do nich nie sięga. Jedyna rekompensata to możliwość wyprostowania nóg. Ale z tym też nie można przesadzać, bo ryzykujemy przejechanie przez wózek z jedzeniem.
Nie pytajcie po co wózek z jedzeniem kursuje całą noc. I dlaczego Chińczycy łażą w te i we wte o trzeciej nad ranem. Po prostu nie wyciągajcie za bardzo nóg.
Wielką niewiadomą jest zawsze temperatura, jaka będzie panowała w wagonie. Może być duszno, może być przeraźliwie zimno. I nijak się ma do tego co za oknem. Polar i śpiwór pomógł mi przetrwać niejedną noc. Chińczycy radzą sobie inaczej: a to przykryją się narzutą z siedzenia (nie pierwszej świeżości), a to zerwą zasłonkę z okna. Albo zjedzą kolejną, pikantną zupkę.
Powodzenia!
Tekst powstał dla Peronu4