Wielu turystów ogranicza wizytę w Kambodży do zobaczenia Angkoru. Dogodne połączenia z Tajlandią i Wietnamem sprawiają, że można tu wpaść na 3-4 dni, zobaczyć światowej sławy kompleks świątyń i wrócić na plażę. Wielka to szkoda, bo warto dowiedzieć się o Kambodży nieco więcej. Choćby tego, że zaledwie kilkadziesiąt lat temu niemal jedna czwarta kambodżańskiego społeczeństwa została wymordowana. Dokładnie w tym samym czasie, gdy w Europie po II Wojnie Światowej i Holokauście powtarzało się hasła „Nigdy więcej”.
W 1975 roku, po pięciu latach walk z siłami rządowymi, władzę w Kambodży przejęła komunistyczna partyzantka, Czerwoni Khmerzy. Na ich czele stał despotyczny przywódca, Pol Pot, którego celem było stworzenie nowego, komunistycznego społeczeństwa. Przez 5 lat rządów doprowadził on do śmierci niemal jednej czwartej ludności kraju. Wielu badaczy uznaje Pol Pota za twórcę najskrajniej totalitarnego reżimu, jaki kiedykolwiek istniał. A jeszcze w latach dziewięćdziesiątych ONZ uznawało go za prawowitego przywódcę kraju…
Kilkanaście kilometrów od Phnom Penh odwiedzamy miejsce zwane Choeung Ek, znane bardziej jako pola śmierci (The Killing Fields). To tu w czasach rządów Czerwonych Khmerów i Pol Pota dokonywano brutalnych mordów na mieszkańcach Kambodży, uznawanych za wrogów rewolucji. Dziś znajduje się tu jedno z bardziej przejmujących muzeów, jakie zdarzyło mi się odwiedzić.
Miejsce zaskakuje małą przestrzenią i niezwykle minimalistyczną ekspozycją. Właściwie nie ma tu nic do zwiedzania. Zaledwie kilka tabliczek rozsianych po terenie muzeum, a pośrodku stupa upamiętniająca ofiary reżimu. Z czasów Pol Pota nie zachował się nawet jeden budynek.
Cała siła tego miejsca to niezwykła opowieść, płynąca ze słuchawek audio-przewodnika. Dowiadujemy się jak wyglądały ostatnie chwile ofiar, poznajemy historie niektórych z nich, jesteśmy prowadzeni od tabliczki do tabliczki, niemal śladami tych co tu zginęli.

Spędzamy w muzeum ponad dwie godziny. Nie jest to łatwa i przyjemna wycieczka. Tyle historii, tyle ofiar, tyle szczątków. A to tylko jedno z 300 takich miejsc w Kambodży…
W drodze powrotnej odwiedzamy jeszcze jedno miejsce, niechlubną pozostałość po czasach Czerwonych Khmerów. Muzeum S-21, byłe więzienie śledcze stworzone na terenie szkoły. To tu zaczynała się tragedia większości tych, którzy byli mordowani potem na polach śmierci Choeung Ek.
Podobnie jak w Choeung Ek, ekspozycja jest bardzo prosta. Zwiedzamy kolejne budynki szkoły, zamienione na więzienie. Widzimy klasy szkolne przekształcone w pokoje przesłuchań i cele. Nie ma już audio-przewodnika, za to na ścianach ciągną się w nieskończoność fotografie ofiar, zdjęcia pustej i zniszczonej stolicy, opisy dziejących się w tym miejscu tragedii.
Przez prawie 5 lat istnienia więzienia S-21 przewinęło się przez nie blisko 20 tysięcy więźniów. Wszystkich zabito na polach śmierci pod Phnom Phen. Prawie wszystkich. Przeżyło siedem osób.
W Phnom Phen byliśmy kilka dni a odwiedziliśmy tylko te dwa miejsca. Miejsca, moim zdaniem, najważniejsze i obowiązkowe dla właściwego zrozumienia Kambodży.
Wyczytałam gdzieś w Internecie, że muzeum Choeung Ek wzbudza wśród Kambodżan spore kontrowersje i wielu z nich nawołuje do niezwiedzania tego miejsca. Chodzi o szczątki ofiar, które odkryte przez badaczy są obecnie eksponowane w szklanych gablotach w stupie. Zgodnie z religią buddyjską, którą wyznają Kambodżanie, szczątki ofiar powinny być skremowane. Wielu z nich wierzy, że pozostawienie ich w obecnej postaci ściągnie na zwiedzających gniew przodków.
Druga kwestia jest bardziej przyziemna. Podobno jakiś czas temu muzeum zostało kupione przez Japończyków, to oni stworzyli koncepcję tego miejsca, a teraz je utrzymują i nim zarządzają. Dochody z biletów wstępu idą podobno do kieszeni Japończyków. Cała transakcja była ustawiona, a odpowiednie władze Kambodży dostały słuszne łapówki. Podobnie sprawa ma się z muzeum S-21, w którym ingerencja Japończyków jest o tyle irytująca, że obok właściwej ekspozycji, w jednej z sal, pojawia się nagle wystawa opisująca japoński projekt na Okinawie. Nijak mający się do tego co zwiedzamy w Phnom Phen. Szczegółów japońskiego projektu nie znamy, bo ominęliśmy szerokim łukiem ten fragment muzeum…
Opisane kontrowersje to doskonałe powody, żeby wizytę w muzeach sobie odpuścić. Można też tak jak spotkani przez nas turyści z Hiszpanii, stwierdzić, że jest się na urlopie i zakłócanie sobie spokoju nieprzyjemnymi przeżyciami jest niewskazane. Ale ja nie wyobrażam sobie zachwycania się Angkorem czy leżenia na plaży w Sihanoukville nie mając jednocześnie żadnej wiedzy o tym, co działo się w tym kraju zaledwie kilkadziesiąt lat temu. A muzea Choeung Ek i S-21 doskonale tę wiedzę uzupełniają.
Informacje praktyczne
Pola śmierci (killing fields) znajdują się kilkanaście kilometrów na południowy zachód od Phnom Phen. Najłatwiejszym sposobem dotarcia jest wzięcie tuk – tuka, koszt około 10-12$. Jest to cena za przejazd w dwie strony i czekanie pod muzeum (wizyta może zająć około 2 godzin, bilet wstępu 5$).
Po drodze do muzeum lub w drodze powrotnej można w ramach tej samej opłaty zatrzymać się w muzeum S-21, (wizyta może zająć ok. 1-1,5h, bilet wstępu 2$).