Jeszcze niedawno narzekaliśmy, że turystyczne atrakcje prosto z przewodnika nas nudzą i są dobre dla emerytów. A tu proszę, wyszło tak, że w Kambodży jedziemy od jednej atrakcji do drugiej i… jest super! Atrakcja numer dwa zatem to przepłynięcie łódką z Battambang do Siem Reap.
W Kambodży transport rzeczny nadal jest nieźle rozwinięty, choć powoli wypierają go już samochody i autobusy. Szczególnie na długich odcinkach tak jest po prostu taniej i szybciej. Ale w przypadku wielu małych wiosek położonych nad rzeką (albo wręcz na rzece), to właśnie łódki są głównym środkiem komunikacji.
Na tak zwanym zachodzie podróżuje się głównie lądem. W Azji wszelkie „przejażdżki” łódką cieszą się więc niemałym powodzeniem wśród turystów. W Kambodży popularne są dwie trasy „łódkowe”, jedna z Phnom Penh, druga z Battambang (tak, tak, tego z bambusowym pociągiem). Obydwie kończą się (lub zaczynają) w Siem Reap, skąd już tylko parę kroków do sławnego Angkor.
Trasa ze stolicy jest podobno mało atrakcyjna, bo widzi się dużo wody i nic poza tym. Wiele osób zachwalało zaś opcję numer dwa, czyli odcinek między Siem Reap a Battambang. Właściwie nie bardzo wiedzieliśmy dlaczego ten odcinek ma być ciekawszy, ale i tak chcieliśmy jechać do Battambang, żeby zobaczyć bambusowy pociąg.
Łódką z Battambang do Siem Reap – ale właściwie po co
Jak się okazało, podróż łódką nie jest ani szybsza ani tańsza niż przejazd autobusem. W sumie to wcale a wcale się nie kalkuluje. Jesteś w drodze niemal trzy razy dłużej, świeci na ciebie słońce, nie ma klimy i jeszcze zamiast kilku dolarów płacisz kilkadziesiąt.
No, czyli jedziemy, oj, to znaczy, płyniemy!
Ruszamy zaraz po siódmej rano, na pokładzie jest jeszcze kilkunastu innych turystów i kilku miejscowych, którzy płyną do swoich wiosek. Oczywiście cena biletu dla tych ostatnich również jest „miejscowa”. Fryderyk wypatrzył, że płacą niemal jedną trzecią tego co my! No, ale może oni wysiadają wcześniej…Tak sobie to tłumaczymy, bo przecież nie może być, że przepłaciliśmy, co to, to nie!
Rozważania o cenie biletu idą zaraz na bok, bo trzeba patrzeć na rzekę. A na rzece…
…A na rzece domy, ludzie, łódki, sieci, czółna, ludzie w łódkach, ludzie w wodzie, sklepy na łódkach, łódki na domach. Eee, wróć, domy na łódkach, domy na palach, kościół na wodzie… Aż mi się skończyła karta w aparacie i wyczerpała bateria…
Ok, karta wymieniona, nowa bateria też jest, to płyniemy dalej. Koryto rzeki coraz szersze. Coraz więcej łódek, na brzegu więcej domów, ruch jak na Marszałkowskiej…
Jesteśmy w wiosce na wodzie. Ktoś wysiada, ktoś wsiada, przystanek na środku rzeki, żeby wsiąść trzeba dopłynąć łódką. Międzyczasie zakupy w łódkowym sklepie. W wodzie bawią się dzieciaki, na brzegu robi się pranie, na łódkach skrobią się ryby…
Aham, i po drodze jeszcze sieci. Przeróżne. Dziwaczne. Okrągłe, wielkie, stojące. Dużo ich, chyba rzeka bogata w ryby. Tylko po co im aż tyle rodzajów tych sieci?
Ponad siedem godzin na łódce, tyłek boli od twardych ławek, kark spalony słońcem, brzuchy chcą iść na obiad, oczy bolą od patrzenia.
Czy warto było? No chyba warto…
Informacje praktyczne
>> Szybka łódka (speed boat) z Battambang wypływa codziennie o 7:00 rano, do Siem Reap dopływa ok. 14:00. Koszt 19$ od osoby. Bilet trzeba kupić dzień przed, bezpośrednio na przystani lub w hotelu. Przystań jest w odległości krótkiego spaceru od centrum Battambang. Jeśli kupujemy bilet w hotelu, w cenie powinien być odbiór rano i przewóz na przystań.
>> W Siem Reap przystań jest poza miastem (kilka kilometrów). Na brzegu czekają tuk-tuki, które dowożą do miasta, koszt około 5$ za tuk–tuka.
>> Po drodze nie było przystanków na jedzenie, dlatego warto mieć ze sobą coś do przekąszenia. Na pokładzie była toaleta. Warto zabrać czapkę i filtr do opalania, szczególnie jeśli chcemy siedzieć na dachu, żeby mieć lepszy widok.