Tak to się jedzie godzinami pośród niczego. Czasem jakieś strusie przebiegną, pies Dingo wzdłuż drogi. Zielone papugi na poboczu, orzeł dojada przejechanego kangura. Ot, australijska codzienność.
Fotografuję te drogi na okrągło i piszę o nich, bo zupełnie inne niż u nas. Znaki też inne. Że ostrzeżenia o kangurach to już każdy wie, strusie też nic nowego, ale te skaczące wielbłądy…
Pociąg na drodze
Wielbłądów póki co jednak nie było. Za to są drogowe pociągi. Czyli mówiąc po naszemu tiry. Tutaj to się nazywa Road Train i najlepiej wygląda tylko z daleka i na zdjęciach.
No, fajnie jest zobaczyć taki Road Train, ale już jechać w pobliżu nie jest tak fajnie. Właściwie żadna pozycja nie jest dobra. Jak dogania nas z prędkością 140 kilometrów na godzinę i zabiera się do wyprzedzania to tylko zamykamy okna, żeby podmuch wiatru nas nie przewrócił. Jak jedzie z naprzeciwka, a droga jest mokra, to włączamy wycieraczki i liczymy na to, że żaden kamyk nie wybije nam szyby. A jak my go dogonimy to…Eee, lepiej nie doganiać Road Traina, bo wypadałoby go wyprzedzić. A chyba zapomniałam napisać, że w Western Australii te najdłuższe mają ponad 50 metrów długości.
Jakby atrakcji z Road Trainami było mało, to jeszcze na tych wąskich drogach mijamy coraz transport przeróżnego sprzętu. Wozi się tu traktory, koparki, ciężarówki, przyczepy, koła, baraki. Wszystko co potrzebne w kopalniach. No i wtedy to już naprawdę warto zjechać na bok…
Napatrzyliśmy się na te road trejny i oversajze w Zachodniej Australii, bo tu kraj kopalniami stojący. Ale najwięcej było ich chyba na Nullarbor Plain. No właśnie Nullarbor, to już kolejna historia.
2 000 kilometrów do cywilizacji
Długie, puste drogi spodobały nam się tak bardzo, że z premedytacją ruszyliśmy na Nullarbor. A właściwie na Eyre Highway, czyli liczącą niemal dwa tysiące kilometrów drogę z Norseman do Adelajdy. Biegnie ona wzdłuż niziny Nullarbor, która jak piszą w mądrych książkach, jest największym pojedynczym fragmentem skrasowiałego wapienia. Nie wiele nam to mówi, ale rozmiar – 200 tysięcy kilometrów kwadratowych – robi ważenie.
W jednym z przewodników napisali, że turyści pokonują te drogę, chyba tylko po to, żeby powiedzieć, że ją przejechali. No i faktycznie przejechanie jej nie jest żadnym wyczynem, bo to normalna asfaltowa droga. Co prawda, jedną z głównych dróg w kraju można byłoby sobie wyobrażać jako kilkupasmową autostradę, ale przy tym ruchu doprawdy byłoby to zbędne marnowanie przestrzeni…
No i jest to jedyna asfaltowa droga z Western Australii do South Australii. Także jeśli nasze auto z niewiadomych przyczyn nie jest 4WD i nie ma wysokiego zawieszenia (heloooł, przecież tu wszyscy mają 4WD i wysokie zawieszenie, skąd myśmy się urwali?) to dużego wyboru nie ma jeśli chce się dostać na wschód.
Nullarbor – Najprostsza droga świata
Choć Eyre Hwy ogólnie jest dłuuuuga i prosta to tak naprawdę zyskała sobie popularność za sprawą jednego odcinka, między Balladonią a Caiguną. Wygląda to tak…
I jest to najdłuższy całkowicie prosty odcinek drogi na świecie, który ciągnie się przez ponad 146 kilometrów. W sumie w Australii wszystkie te drogi są takie długie i proste, że myśleliśmy, że nie zauważymy większej różnicy. Ale uwierzcie mi, po około 30 kilometrach bez zakrętu, baa, bez żadnego podjazdu czy zjazdu z górki, naprawdę robi się monotonnie…
Dom pośrodku niczego
Piszemy, że Nullarbor to takie pustkowie, a tu niby nazwy miejscowości padły, Balladonia, Caiguna. Należy się zatem wyjaśnienie. To nie żadne miejscowości, a Road House’y.
Kilku mieszkańców, stacja benzynowa, sklep, motel. I kilkaset kilometrów do najbliższego miasta. To one często wyznaczają nam kolejne przystanki. Nawet jak bak pełny, a toaleta była przed chwilą, to i tak trzeba się zatrzymać. Bo tu się zajeżdża na zwiedzanie. Na pogadanie. A i czasem jeszcze zasięg w telefonie się złapie, bywa że prysznic…
Next service Norseman
A bywa i tak, że nie ma Road House’ów. Jechaliśmy taką drogą z Hayden do Norseman. 300 kilometrów, nawierzchnia szrutowa. Można na około, po asfalcie. Ale tak ciekawiej przecież. W informacji powiedzieli, że droga super, zwykłym samochodem można jechać. Tylko paliwa na trasie nie ma.
A tak w ogóle to ten tekst piszę w Port Augusta – mieście zwanym crossroads of Australia (w wolnym tłumaczeniu skrzyżowanie Australii). To właśnie tu krzyżują się drogi z Perth do Sydney i z Adelajdy do Darwin.
No i nie wiemy czy jechać najpierw na północ, przez Uluru i Alice Springs do Darwin, czy na wschód, sławną Great Ocean Drive w stronę Melbourne, a potem Sydney…