Mamy samochód! Nasz własny oczywiście, a nie taki z wypożyczalni. Przylecieliśmy do Perth o czwartej rano w czwartek i jeszcze tego samego dnia oglądaliśmy już pierwsze auto do kupienia. W piątek rano obejrzeliśmy kolejne, a wieczorem mieliśmy już własny samochód…
Jeszcze przed przyjazdem do Australii planowaliśmy kupić terenówkę. Oczywiście taką z napędem na cztery koła, co by spróbować prawdziwego outbacku. Ale międzyczasie nasz budżet skurczył się nieco i póki co stać nas jedynie na zwykłe kombi.
Najpopularniejsze tutaj auta w wersji kombi (czyli wagon) to Ford Falcon, Mitsubishi Magna i Hyundai Lantra. Przynajmniej tak nam się wydaje, że najpopularniejsze, bo tych w ogłoszeniach było najwięcej. A jeśli ktoś jeszcze nie dopatrzył się na zdjęciu, nasz nowy nabytek to właśnie Hyundai Lantra Wagon.
Czy się pospieszyliśmy? To się okaże. Póki co nasz Hyundai sprawuje się przyzwoicie, zdążyliśmy już nim nawet przejechać prawie 2 000 kilometrów i jeszcze nic się nie rozleciało… Hmm, zaraz, zaraz, 2 000 kilometrów? Rety, ale te kilometry lecą, a jesteśmy w drodze dopiero od sześciu dni.
O kupowaniu słów kilka
Samochodu zaczęliśmy szukać jeszcze przed przyjazdem, na portalu www.gumtree.com.au. Ofert jest od groma, problem w tym, że będąc za granicą nie sposób skontaktować się ze sprzedawcą. A dokładniej, mając nie australijskie IP komputera. Jak wyczytaliśmy potem w Internecie, gumtree chce być portalem do sprzedaży na rynku lokalnym i blokuje zapytania z zagranicznych komputerów. Nie mieliśmy o tym pojęcia i będąc jeszcze na Bali wysłaliśmy zapytania do kilku osób. Nikt oczywiście nie odpisał, bo nikt nie dostał naszej wiadomości. Ale gumtree bardzo polecamy, tylko raczej Jak się jest już na miejscu.
Jeśli celujemy w auto od backpackersów to świetnym miejscem są hostele. Nie wiemy jak to jest w innych miastach, ale w Perth wystarczy wizyta w kilku hostelach, ulokowanych w dodatku w jednej okolicy, by zobaczyć dziesiątki ogłoszeń i przy okazji jeszcze kilka aut, zaparkowanych pod drzwiami wejściowymi. Od osobówek, przez wagony po furgony, busy i terenówki. Większość sprzedawana z całym wyposażeniem outdoorowym. Nic tylko brać i jechać. O ile oczywiście pod maską wszystko działa.
Trzeba przyznać, że te oferty są bardzo kuszące. Bo w cenie samochodu często mamy już namiot, śpiwory, materace, krzesełka, kuchenkę, garnki, stolik, poduszki, przenośną lodówkę i jeszcze dziesiątki innych dupereli, o których nawet nie myśleliśmy wcześniej, że będą nam potrzebne. Tylko że kupienie tych wszystkich rzeczy na miejscu wcale nie jest tak drogie jak się wydaje. Lepiej więc kupić lepsze auto bez tego wszystkiego w środku i poświęcić dodatkowy dzień na zakupy niż pokusić się na opcję all inlucusiv bez pewności, że auto jest sprawne.
Rejestracja z Western Australii to jest to
Kupno odpowiedniego samochodu to pół biedy, potem trzeba go jeszcze zarejestrować. I tu zaczyna się cała zabawa, bo w Australii każdy stan ma inne przepisy, a co za tym idzie, inne opłaty i wymagania. Na szczęście wszystkie departamenty transportu w poszczególnych stanach mają swoje strony internetowe, na których wszystko jest wytłumaczone krok po kroku. I z tymi wyjaśnieniami lepiej zapoznać się przed kupnem samochodu, by potem nie okazało się, że musimy wydać dodatkowe kilkaset dolarów na rejestrację.
Najlepszym miejscem do kupowania samochodu, z punktu widzenia turysty, który chce szybko i tanio, wydaje się więc być Western Australia. A raczej samochód z tablicami z Western Australii. Wszystkie formalności załatwia się przez Internet, odpowiedni dokument wysyłamy pocztą a jedyna opłata, którą trzeba ponieść to 1,5% wartości samochodu. Nigdzie nie trzeba stawiać się osobiście, nie wymagane są też żadne dodatkowe dokumenty (oprócz trzech dokumentów tożsamości, czyli np. paszport, międzynarodowe prawo jazdy i karta kredytowa lub debetowa).
Oczywiście można kupić samochód z tablicami z jednego stanu i przerejestrować go do innego stanu, ale jest to czasochłonne i kosztowne i chyba nikt się w to nie bawi. W Internecie widzieliśmy całą masę ogłoszeń o sprzedaży z powodu przeprowadzki do innego stanu. Łatwiej po prostu kupić nowy samochód na miejscu niż bawić się w całą papierologię. Aham, bo zapomnieliśmy wspomnieć na początku, że Australia jest bardzo zbiurokratyzowana i choć trudno jej konkurować z Polską, to wcale nie najgorzej wypada w tym porównaniu…
Tylko REGO i nic więcej
REGO to słowo klucz przy kupowaniu samochodu. Nie należy mylić z rejestracją na własne nazwisko. REGO to też taka jakby rejestracja samochodu, ale niezależna od właściciela. Taką rejestrację trzeba co jakiś czas odnawiać, jak często to zależy od stanu i od tego na jaki okres wykupiliśmy poprzednio. Problem w tym, że REGO kosztuje, nawet kilkaset dolarów. A kilkaset dolarów to już kilka tysięcy przejechanych kilometrów. Najlepiej więc kupić samochód z długim REGO, tak by zdążyć zrobić na nim swoją wycieczkę i jeszcze na tym samym REGO sprzedać.
Gdy jednak zamarzy nam się odnowienie REGO, na przykład żeby samochód było łatwiej sprzedać, bo takie szybciej schodzą, to też lepiej sprawdzić przed zakupem, jakie przepisy obowiązują w danym stanie. Przykładowo w Western Australii wszystko można zrobić on-line i jest to czysta formalność. W innych stanach do przedłużenia REGO wymagany jest aktualny przegląd techniczny (RWC, o czym niżej). A taki przegląd to kolejny wydatek…
RWC? A co to?
Inny magiczny skrót, na który warto zwrócić uwagę kupując samochód to RWC, czyli Roadworthy Certificate. Jest to certyfikat sprawności samochodu, który gwarantuje nam, że samochód nadaje się do użytku i nie powinien się szybko rozkraczyć.
Problem w tym, że sam przegląd kosztuje ponad 200$, a do tego trzeba doliczyć jeszcze koszt naprawy ewentualnych usterek. No i niewiele widzieliśmy ogłoszeń sprzedaży z aktualnym RWC. Może to być problemem w stanach, w których aktualne RWC jest wymagane do zarejestrowania samochodu na własne nazwisko lub przedłużenia REGO (np. Victoria).
Przyzwoity sprzedawca zaoferuje zrobienie RWC na własny koszt, tak abyśmy nie musieli nic dodatkowo płacić. A w Western Australii o żadne RWC nikt nie pyta, tylko wtedy kupuje się trochę kota w worku.
Rynek wszystko wchłonie
Przemiał backpackerskich samochodów w Western Australii, jak zresztą pewnie w całej Australii, jest ogromny. Francuscy i niemieccy studenci, przyjeżdżający tu na working holiday visa (o której my Polacy możemy tylko pomarzyć), kupują i sprzedają między sobą dziesiątki samochodów. Przeważnie niewiele sobie robią z obowiązujących przepisów, wszystko odbywa się w wakacyjnej atmosferze zabawy. Ot, kolejna zabawka.
Mu już prawie kupiliśmy Mitshubishi Magna od trójki Francuzów. Auto wydawało się super, miało REGO do końca roku i RWC sprzed kilku miesięcy. Samochód miał tablice ze stanu Victoria, ale właściciele zapewniali nas, że dokumenty możemy wysłać pocztą, w dodatku nic nas to nie będzie kosztować. Tak oni zrobili, gdy kupowali ten samochód miesiąc temu, też tu, w Perth. Wszystko wydawało się w porządku, dopóki nie zaczęliśmy wypełniać formularza kupna-sprzedaży. Bo formularz mieli ze stanu Western Australia. To zaczęło być dziwne. Zaczęliśmy więc drążyć temat, Fryderyk dodzwonił się nawet do departamentu transportu w Victorii i ustalił, że osoby, od których kupujemy samochód wcale nie są zarejestrowane jako jego właściciele. Po prostu nigdy nie zarejestrowali na siebie samochodu. Potem okazało się jeszcze, że aby zarejestrować samochód musimy mieć RWC nie starsze niż 30 dni. Czyli kolejne koszty.
Tego auta nie kupiliśmy, ale kilka godzin później trafiliśmy na naszą Lantrę, która ma REGO do września, niecałe 200 tysięcy na liczniku i blachy z WA. W dodatku całe 400$ taniej niż szemrane Mitshubishi. Bo tak to właśnie tu wygląda, że w takiej samej cenie można dostać rozpadającego się gruchota, wytelepanego przez backpackersów w outbacku i całkiem przyzwoite auto. A i tak wszystkie te samochody idą jak świeże bułeczki…
Ps. Wiele praktycznych informacji o kupowaniu samochodu w Australii można znaleźć na stronie Los Wiaheros. Czerpaliśmy z ich doświadczeń pełnymi garściami, więc tym bardziej polecamy.