Od dwóch tygodni jesteśmy w Xinjiang, najdalej na zachód wysuniętej prowincji Chin. Obejmująca obszar porównywalny z powierzchnią połowy Indii, zamieszkana przez Ujgurów i owiana legendą Jedwabnego Szlaku, stała się oczywistym punktem na naszej trasie.
Centralną część Xinjiangu zajmuje piaszczysta pustynia Takla Makan, rozmiarem niewiele mniejsza od Polski. Na zachodzie odwieczną granicę stanowią jedne z najwyższych gór świata: Karakorum i Tien Szan. Na wschodzie zaś rozpościera się położona 155 metrów poniżej poziomu morza Kotlina Turfańska.
Ten nieprzyjazny teren, tak trudno dostępny przez wieki, dziś można odwiedzić po kilkunastogodzinnej podróży. Lotniska, linie kolejowe i nowe drogi, które pobudowali Chińczycy, czynią dojazd tu bezproblemowym. Xinjiang jest teraz celem wielu chińskich wycieczek, którym przewodnicy wpajają jedyną słuszną historię tego regionu. Historię, w której Xinjiang i Ujgurzy stanowią integralną część Chin, z olbrzymim wkładem tych ostatnich w rozwój prowincji. Wszystko po to by zatrzeć jak najbardziej wszelkie granice, zarówno przestrzenne, jak i mentalne.
Niegdyś Ujgurzy, lud pochodzenie tureckiego, stanowili większość lokalnej społeczności. Dziś, w wyniku prowadzonej przez Pekin polityki (zachęcania Chińczyków do przesiedlania się na te tereny), jest ich niewiele ponad połowę. Na ulicach Turfanu, Urumczi czy Kaszgaru na każdym kroku spotyka się Hanów – Chińczyków, którzy widać, że mieszkają tu już od kilku pokoleń. Mimo to wyglądają obco. Obok nich żyją tu też przedstawiciele innych narodowości.
Sprzedawca kebaba w Kaszgarze mówi nam, że jest Turkiem, nad Tian Chi spotykamy Kazachów, a nad jeziorem Karakul śpimy w tadżyckiej jurcie. Wszyscy, oprócz Chińczyków, mówią po ujgursku. Ujgurski słychać na targowiskach i straganach z jedzeniem, nazwy ulic i szyldy sklepów są dwujęzyczne. A nawet czasem trójjęzyczne, jak w Urumczi, gdzie obok języka ujgurskiego i chińskiego pojawia się niekiedy rosyjski.
Ujgurzy są muzułmanami. Mężczyźni chodzą w charakterystycznych czapeczkach, kobiety zakrywają głowy barwnymi chustami. Muezin pięć razy dziennie wzywa z minaretu do modlitwy. A tłumy muzułmańskich wiernych zmierzają do meczetu.
Autonomia na niby
Można pomyśleć, że Xinjiang cieszy się autonomią, której Tybet mógłby pozazdrościć. Tymczasem region wcale nie jest spokojny. W 2009 roku w Urumczi i Kaszgarze wybuchły zamieszki. Na ulicach doszło do walk między Ujgurami a Hanami. Do akcji wkroczyła policja i wojsko. Warto dodać, że w Chinach policjantem czy żołnierzem zostają głównie Hanowie. Zginęło setki Ujgurów. Zaledwie dwa miesiące temu doszło do rzekomego porwania samolotu przez ujgurskich pasażerów. Pasażerowie ci potem zmarli w niewyjaśnionych okolicznościach.
Napiętą sytuację widać gołym okiem. Podczas piątkowej modlitwy pod największym meczetem w Kaszgarze widzimy policyjne furgonetki. Wojskowych i policję widać na każdym kroku, szczególnie w mniejszych miejscowościach, gdzie większość mieszkańców wciąż stanowią Ujgurzy. Podczas kilkugodzinnej podróży między miastami kilkakrotnie zatrzymujemy się na policyjnej posterunkach i pokazujemy dokumenty. Kontroli jesteśmy poddawani już nie tylko przy wchodzeniu na dworce autobusowe, ale też do zwykłego autobusu miejskiego czy KFC. Fakt, wszystkie te kontrole są niezwykle pobieżne. Wydawać by się mogło, że największym zagrożeniem są zapalniczka i woda mineralna, które z lubością konfiskują strażnicy. Ujgurzy nie mogą czuć się jednak swobodnie i o to właśnie władzom chodzi.