Tian Chi, niebiańsko czyste, turkusowej barwy jezioro położone jest na wysokości 2000 metrów nad poziomem morza. Otaczają je ośnieżone szczyty sięgające 5000 metrów. Wybraliśmy się tam, aby podziwiać piękne widoki i spędzić noc w kazachskiej jurcie.
Za dnia wędrowaliśmy wzdłuż brzegów jeziora, delektując się niesamowitym krajobrazem i odpoczywając w zaciszu skał. Wieczór zaś spędziliśmy przy tradycyjnym kazachskim posiłku przygotowanym przez naszych gospodarzy. Całości dopełniły rozmowy przy piwie z innymi turystami. Na noc nad jeziorem zostało 56 Kazachów i 4 turystów. Rankiem strzepnęliśmy szron z naszych włosów i przy ciepłej czarnej herbacie podziwialiśmy wschód słońca nad ośnieżonymi szczytami.
Zobaczcie w galerii jak to wyglądało
A teraz trochę niewygodnej prawdy.
To, że jezioro zostało w 1990 roku wpisane na listę UNESCO niewiele znaczy dla Chin. Mają oni bowiem własny system oznaczania największych skarbów swego kraju. Przyznają litery A od 1 do 5. Pewnie myślicie, że ocenę AAAAA dostał na przykład Wielki Mur. Otóż nie, taką ocenę dostał tylko mały kawałek Muru w miejscowości Badaling niedaleko Pekinu. Jest to odcinek najlepiej zrekonstruowany, najlepiej przystosowany też do zwiedzania przez turystów. Pozostałe fragmenty muru mają różne oceny, przeważnie żadnej.
W jaki sposób jezioro Tian Shan dostało ocenę 5A?
Otóż w roku 2006 została ogłoszona straszna nowina: nadmierny ruch turystyczny powoduje nieodwracalne szkody dla jeziora: zapadanie jednego z brzegów oraz zmniejszanie się głębokości jeziora. Aby przeciwdziałać temu zjawisku postanowiono wykonać projekt, który pożarł przeszło 100 mln dolarów i trwał 4 lata. W jego wyniku przestrzeń dla turystów została zwiększona ze 158km2 do 548km2 … i nic więcej. Od tej pory jezioro ma już upragnioną ocenę AAAAA.
Widzieliśmy już wcześniej kilka takich „zabytków” klasy AAAAA i mamy wrażenie, że najwyższe oceny dostają tylko te miejsca, które otacza doskonała infrastruktura turystyczna z całym zapleczem noclegowym, restauracyjnym i transportowym. Zupełnie jakby to było jedyne kryterium…
A jak to jest nad jeziorem? Od 9:00 do 18:00 (w godzinach kursowania busików turystycznych), nad krótkim odcinkiem jeziora (tuż obok parkingu, aby się za bardzo nie nachodzić, bo Chińczycy strasznie nie lubią używać nóg), przez cały czas jest więcej zwiedzających niż można naliczyć turystów na Krupówkach w ciągu miesiąca. Po jeziorze non stop pływa 6 wielkich łodzi wypakowanych Chińczykami. Z głośników rozlega się paplanina przewodników, która dociera do każdego zakątka jeziora.
Czy nam się podobało? I tak i nie. Dostaliśmy to, czego chcieliśmy, ale gdy z samego ranka ujrzeliśmy tumany skośnych oczu, bez chwili wahania spakowaliśmy się i uciekliśmy.
Dodatek
A na koniec mała nowość. Odkąd wjechaliśmy w głąb Chin nasz przewodnik Lonley Planet jest coraz mniej przydatny. Zawiera bardzo mało praktycznych informacji o podróżowaniu w tym rejonie, a często wręcz wprowadza w błąd. Chyba pisał go ktoś, kto wszędzie jeździł taksówkami, latał samolotami i korzystał z agencji turystycznych. Dlatego będziemy umieszczać pod postami wskazówki dotyczące danych miejsc, oparte na naszym doświadczeniu. Może komuś ułatwią kiedyś życie.
informacje praktyczne
Dojazd
Dojazd z Urumczi zajmuje około 3 godzin. Z dworca północnego odjeżdżają co chwila autobusy do Fukang. Na dworzec północny nie jest łatwo dostać się z centrum Urumczi, bo nie jeździ żaden bezpośredni autobus. Taksi kosztowała nas 30 juanów. W drodze powrotnej udało nam się dojechać autobusami miejskimi, ale przesiadaliśmy się dwa razy (najpierw 18, potem 1 i potem BRT 2). Jeden przejazd autobusem w Urumczi kosztuje 1 juan.
Autobus do Fukang jedzie około godziny, kosztuje 12-15 juanów. W Fukang trzeba przesiąść się na busika, koszt 5 juanów, droga zajmuje około 20 minut. Busiki odjeżdżają z tego samego dworca, na którym wysiądziemy z autobusu. Biletów nie kupuje się w kasie tylko u kierowcy. Trzeba wejść na dworzec, pójść na plac dworcowy i poszukać busika. O ile kierowca nie znajdzie nas wcześniej. Busik wysadzi nas na głównym parkingu, skąd jest jeszcze kilkadziesiąt kilometrów do jeziora. W drodze powrotnej busika łapiemy w tym miejscu, w którym nas wysadzi. Kolejne odcinki przejeżdża się busikami turystycznymi, za które płaci się kupując bilet wstępu. Choć jest wiele przesiadek, wszystko odbywa się bardzo sprawnie i szybko, bo praktycznie nigdzie nie trzeba czekać.
Bilet wstępu kosztuje 100 juanów, ale do tego dochodzi 70 juanów na busiki turystyczne. Na górę jedzie się z przesiadką, a zjeżdża bezpośrednio na główny parking. Podobno niektórzy zamiast busików idą pieszo, ale wyglądało na to, że sporą część trasy trzeba pokonać po szosie. Dopiero drugi busik jechał serpentynami w górę, które można byłoby ominąć idąc ścieżką przez las. Bilety na busiki są ważne dłużej niż jeden dzień, nie ma problemu z wjazdem jednego dnia i zjazdem drugiego, nikt tego nie sprawdza.
Nocleg
Jak tylko wysiądzie się z ostatniego autobusu natychmiast pojawia się tłum naganiaczy oferujących nocleg w jurtach. Raczej nie ma potrzeby rezerwowania noclegu wcześniej, na oko wyglądało jakby miejsc noclegowych było więcej niż chętnych. Wszystkie jurty nad jeziorem są typowo turystyczne, co oznacza, że rodzina mieszka w domku, a jurta jest dla turystów. Ceny różne: może być 80 juanów od osoby za noc z 3 posiłkami, może też być 100 juanów bez posiłków. Wszystkie jurty są w jednym miejscu, na małym wzgórzu na prawo od jeziora. Ubikacja w lesie pod drzewkiem, a prysznica brak.