Dziś krótka trasa, w dodatku częściowo nam znana z poprzedniej wycieczki. Chcemy dojechać tylko do Chiang Dao. Musimy zatrzymać się tam na noc, by potem spokojnie rozbić trudniejszy odcinek na dwa równe dni.
Nigdzie nam się nie spieszy, wyjeżdżamy więc z Pai po późnym śniadaniu. Standardowo droga jest kręta, ale nie tak wymagająca jak kilka odcinków z poprzednich dni. Bez obaw zatrzymujemy się na środku podjazdu by pstryknąć zdjęcie czy popodziwiać widoki.
W okolice Chiang Dao dojeżdżamy dość wcześnie. Chcemy rozbić namiot gdzieś w lesie albo na łące. Ale zanim zdążymy się dobrze rozejrzeć, niebo zachodzi czarnymi chmurami, zrywa się silny wiatr, momentalnie robi się ciemno. W ostatniej chwili chowamy się do miejscowej knajpki. Znów jemy obiad skuleni gdzieś pod daszkiem, unikając kolejnych kropel.
Kilkadziesiąt minut później znów świeci słońce, ale wszystko jest mokre, nadal zimno i nieprzyjemnie. Wygląda na to, że tę noc spędzimy jednak w hostelu. Szybko znajdujemy pokój i zanim zajdzie słońce robimy jeszcze krótki objazd po okolicy w poszukiwaniu ładnych kadrów.
Zasypiamy wcześnie, bo jutro zupełnie nowa, nieplanowana trasa. Mieliśmy częściowo powtarzać odcinek sprzed miesiąca. Ale kilka dni temu spotkaliśmy fińsko-niemiecką parę, oni z kolei spotkali wcześniej parę Francuzów. I od tych Francuzów właśnie słyszeli, że tu w okolicy jest ciekawy kawałek drogi. Stromo, kręto, a Francuzom skuter się popsuł i musieli go pchać pod górę. No, to lepszej rekomendacji nie trzeba!
Jutro jedziemy tą nową trasą!