Po trzech miesiącach opuszczamy Chiny. Długa i niełatwa to była wizyta. Ale uczuciu ulgi towarzyszy też lekki niepokój. Chiny choć męczące były nam już znane. Wiedzieliśmy czego się spodziewać, mogliśmy przygotować się na pewne sytuacje, a inne bezkarnie ignorować. Teraz będzie trzeba nauczyć się wszystkiego od zera. Trzeba będzie dostosować się do nowych zasad, innych zwyczajów. Trzeba będzie odnaleźć się w innej rzeczywistości. Czy Nepal nam się spodoba?
Jeszcze w samolocie
Z okien samolotu widzimy ośnieżone szczyty Himalajów. Po chwili rozpoznajemy Mt Everest. Góry wydają się być tak blisko. Dziwne wrażenie zobaczyć za oknem samolotu coś więcej niż chmury. Szczególnie, gdy leci się na jedenastu tysiącach metrów…
Miękkie lądowanie
Lotnisko jest zaskakująco małe i już od pierwszych chwil wyczuwa się zupełnie inną atmosferę niż w Chinach. Witają nas uśmiechnięci urzędnicy, a procedura otrzymania wizy jest szybka i sprawna. Turyści są tu mile widziani. Nawet nie musimy przechodzić kontroli bagażowej.
To która godzina?
Aham, no i przestawiamy zegarki. O 2 godziny 15 minut do tyłu w stosunku do tego co było w Chinach. Czyli już tylko 3 godziny i 45 minut różnicy w stosunku do czasu Polskiego. Jak u Was jest 12.00 w południe to u nas jest 15.45. Ale sobie wymyślili.
Ostre targowanie
Przed lotniskiem zaczyna się targowanie o cenę taksówki. Kolejni taksówkarze chcą nam wcisnąć „swoje” hostele i oferują tańszy kurs, jak się zgodzimy „just look”. No i to mi się podoba, można się pośmiać, pożartować. No i przede wszystkim cała dyskusja odbywa się po angielsku. W końcu można normalnie pogadać, a nie tylko jakieś półsłówka i machanie rękami.
50 czy 5000?
Jeszcze mylą nam się waluty, więc jak pytają za ile chcemy nocleg to odruchowo podajemy kwotę w juanach. Mówimy, że chcemy pokój za 50. W Chinach 50 juanów to około 30 złotych. Tutaj 50 rupii to około 2 złote… A najlepsze jest to, że wcale nas nie wyśmiali, tylko powiedzieli, że jest teraz szczyt sezonu i nie znajdziemy tak taniego noclegu. Dopiero o wiele później orientujemy się, że podana przez nas kwota jest absurdalnie niska… Ale reakcja taksiarza daje do myślenia… Trzeba będzie poszukać czegoś za te 50 rupii…
Namaste
Idziemy na pierwszy spacer ulicami turystycznej dzielnicy Thamel w Kathmandu. Wydaje nam się, że wszyscy są bardzo mili. Wciąż się uśmiechają i wciąż słyszymy namaste, hinduskie powitanie. Oferują nam tysiące usług, tysiące towarów, ale jedno stanowcze thank you załatwia sprawę.
Prąd będzie jak włączą
W hostelu nie ma prądu, a co za tym idzie wody w kranie. Dowiadujemy się, że będzie później. Gdy po zmroku wracamy do pokoju wszędzie świeci się światło. Bo tak pykaliśmy przełącznikami, że zostawiliśmy w końcu włączone… Sytuacja powtarza się jeszcze z raz i dochodzimy do wniosku, że prąd jest po zmroku, a z rana, jak widno to wyłączają. Ale trzeciego dnia robi się ciemno, a prądu jak nie było tak niema. Nasza dedukcja okazała się błędna. Dostajemy rozpiskę z godzinami bez prądu (każdego dnia tygodnia inne) i życie w Kathmandu nagle staje się prostsze.
O ile można to nazwać prostszym. Przykładowo jutro (środa) prądu nie będzie od 6:00 do 9:00 oraz od 15:00 do 19:00….
Ciąg dalszy nastąpi