Pisałam kiedyś o tym jak pojawienie się Nelli sprowadziło nas na ziemię z pierwszymi planami podróżniczymi (przy okazji – nadal nie byliśmy w Meksyku). Podróże z dziećmi są inne. To okrutna prawda, którą ciężko było nam przyznać.
Im Nella starsza tym ograniczeń więcej. Bo w foteliku samochodowym nie posiedzi, bo zwiedzać w wózku cały dzień to nudno, bo ostrego curry to nie zje, a na dzień przed wylotem albo najlepiej w dniu wylotu 39 stopni gorączki i katar po pas.
Myśleliście, że podróżujące rodziny mają wyjątkowe dzieci?
Nie chorują, śpią od 19:00 do 8:00 rano, jedzą co im dasz i w ciszy kontemplują widoki podczas ośmiogodzinnej jazdy samochodem? O, to byłoby coś!
Ale nie. To znaczy, nie wiem, może ktoś ma takie dzieci.
Nasze dziecię ma 1,5 roku, najmniej w nocy obudziła się kiedyś 3 razy. Ale to było jakiś rok temu i nie jesteśmy przekonani czy to prawda (pewnie nie pamiętamy po prostu pozostałych pobudek). To a propos nieprzespanych nocy, a potem całodziennego zwiedzania.
Samochodem to ona lubi jechać jakieś 15 minut. O road tripie po Nowej Zelandii możemy pomarzyć. EDIT: mamy nowy fotelik, teraz wytrzyma ze 40 minut!
Z jedzeniem trochę lepiej. Zawsze coś tam wydziubie z naszych talerzy. Nie wiem czy zasługa konsekwentnego BLW czy w genach odziedziczyła miłość do jedzenia.
Podróże z dziećmi – Koniec z backpackingiem?
Odkąd jest Nella podróżujemy samochodem. Nie korzystamy z transportu publicznego. I szacun dla tych co z niemowlakiem backpackują. Serio. Ja cały raban wrzucam do walizki.
O zgrozo – już nie używamy plecaków. Walizka do bagażnika i nawet nie wyciągamy w kolejnych hotelach (hotelach!!! nie nocujemy w hostelach!!!) tylko pół rabanu w bagażniku, a do hotelu tylko część.
Samolotem spoko
Odpukać, loty samolotem są u nas okej. Oczywiście lekko nie jest, gdy przez 14 godzin musisz zabawiać dziecko (dzienny lot na Tajwan), ale ogólnie wolę mieć załatwony lot na raz. Wsiąść, przemęczyć się i wysiąść.
Nie wiem jak Wy, ale my szybko robimy mały obóz na siedzeniach (trilion zabawek, kocyków, przekąsek i nie wiadomo czego jeszcze) i w tym obozie jakoś lecą godziny.
Burżujstwo
Nie lecimy w ciemno. Noclegi rezerwujemy wcześniej (tak, tak, kiedyś napisałam tekst o tym dlaczego nie warto rezerwować noclegów wcześniej). No ale… to było w czasach przed – nellkowych.
Wtedy to w ogóle były czasy. Wysiadało się gdzieś w środkowych Chinach nad ranem z pociągu po 24 godzinach podróży na siedząco i czekało aż zacznie świtać żeby poszukać hostelu. Albo spało na dworcu (ale nie w Chinach, w Chinach nie można spać na dworcu).
Podróże z dziećmi – To co się tutaj właściwie robi?
Podróze planowaliśmy tygodniami, ba, miesiącami. Tabelki, rozpiski, książki, blogi, przewodniki – wszystko było przeczytane, zaanalizowane żeby przypadkiem żadna atrakcja nam nie umknęła.
Teraz? Chyba już tradycją będzie, że decydujemy się na dwa tygodnie przed wyjazdem. Naprędce polujemy na bilety, trasa ma jakiś tam zarys i – nie bójmy się do tego przyznać – jedziemy nieprzygotowani. Odwiedzamy tylko największe atrakcje, bo o takich jest najłatwiej się dowiedzieć.
Wschody i zachody słońca już nie dla nas?
Jak jest dobra różnica czasu, to zachód słońca nawet uda nam się jeszcze złapać. Ale nocne włóczęgi po mieście to już tylko wspomnienie. Jasne, możemy uśpić dziecko w wózku i spacerować sobie do północy. Tylko że owe dziecko po powrocie do hotelu rozbudzi się, będzie płakało dwie godziny albo zażyczy sobie zabawy do rana. Dzięki, wolę się jednak trochę przespać.
Podróże z dziećmi – To jak? Zachęciliśmy Was?
Bo jak to czytam co napisałam, to sama jestem trochę przerażona…
Oj tak, podróże z dziećmi wyglądają teraz zdecydowanie inaczej.
Czy jeszcze kiedyś wybierzemy się na backpacking? Plecaki na plecy i podróż lokalnym transportem, bez zarezerwowanych wcześniej noclegów, bez gwarancji ciepłej wody, bez obiadu o stałej porze? Mam nadzieję, że tak. A tymczasem jutro ruszamy do RPA.