Nie piękne widoki, nie zdobywanie szczytów i pokonywanie własnych fizycznych ograniczeń – nie to było naszą motywacją, gdy decydowaliśmy się na trek w górach Simien. Po co tam poszliśmy? Zobaczyć małpy! Ale małpy nie byle jakie, bo endemiczne – żyjące tylko tutaj. W dodatku jakie piękne!

Etiopia: Trasa Aksum – Debark
Z Aksum wynajętym samochodem z kierowcą wyjeżdżamy wcześnie rano. Już się nie spóźniamy rano, więc kierowca w dobrym humorze. Szczątkowym angielskim tłumaczy, że droga jest zła, a on nie chce jechać po ciemku.
No to ruszamy. Widoki nie gorsze niż wczoraj, większość czasu jedziemy górskimi serpentynami. Każdy mozolny podjazd kończymy długim zjazdem i tak wiele razy.

Droga jest w świetnym stanie, ale zakręty ostre, zjazdy niesamowicie strome, kierowca musi jechać powoli. Na szczęście ruch nie jest duży.
Kilkadziesiąt kilometrów przed celem podróży kończy się asfalt. Ostatni odcinek to górska, kręta droga, zupełnie podobna do Drogi Śmierci w Boliwii. Ale to tylko 40 kilometrów.


Dojeżdżamy bardzo wcześnie, jakoś po 13:00. Planowaliśmy zostać tu na noc i załatwić na jutro trekking po górach. Szczątkowym angielskim kierowca coś nam doradza, nie za bardzo rozumiemy o co mu chodzi. Każemy jechać pod siedzibę parku narodowego.
Od razu zaczepia nas kilku przewodników. Jeden z nich świetnie mówi po angielsku i wszystko nam tłumaczy. Nie mija godzina, jak wszystko mamy załatwione. Jedziemy w góry teraz, a nie jutro!
Góry Simien: trek dzień 1
Wczoraj przyjechaliśmy na pole namiotowe. Przewodnik załatwił nam kolację, oprowadził po okolicy a zaraz po zmroku, czyli około 19:00 poszliśmy spać.
W obozie widzieliśmy bardzo dużo ludzi, ale na szlaku idziemy sami. Innych turystów spotykamy tylko w okolicy punktów widokowych. Jest piękna, słoneczna pogoda, ale widoki takie sobie, bo widoczność słaba. Jak się okazuje o tej porze roku powietrze nie jest zbyt przejrzyste.



Zapomniałam dodać, że oprócz przewodnika idzie z nami uzbrojony żołnierz. Jest to wymóg wejścia do parku, niby ma służyć bezpieczeństwu. Chociaż chodzi pewnie o możliwość dodatkowego zarobku.
Po kilku godzinach marszu napotykamy małpy Gelada. To dla nich wybraliśmy się na trek. Góry Siemien w Etiopii to jedyne miejsce na świecie gdzie można je zobaczyć.

Spędzamy z nimi trochę czasu, inni turyści mijają nas (i małpy) obojętnie. Pewnie napatrzyli się na nie już wczoraj. Ja mam ucztę fotograficzną. Tak wzięłam ze sobą lustrzankę i dwa obiektwy, no raczej.


Późnym popołudniem docieramy do obozu. Przy herbacie i popcornie rozmawiamy z parą Brytyjczyków. Jak się okazuje, też mieszkają w Londynie.
Po zachodzie słońca jemy kolację i idziemy spać. Jutro długi i ciężki dzień. W nocy jest strasznie zimno. Na szczęście mamy dodatkowe koce od naszego przewodnika.
Góry Simien: trek dzień 2
Jest jeszcze zupełnie ciemno, gdy wstajemy. I bardzo zimno. Do pierwszego punktu widokowego docieramy dość szybko, ale potem droga robi się męcząca, a my z każdym krokiem idziemy wolniej.

Trasa nie jest niebezpieczna, ale cały czas jest pod górę. Potem jest już płasko, ale bardzo daleko. Nie możemy się ociągać, bo jeszcze dziś chcemy jechać do Gondaru, a ostatni autobus odjeżdża jakoś po 16:00.


Gdy kończymy trek jest już późne popołudnie. Powrót samochodem do Debarku zajmuje nam ponad dwie godziny. Od razu łapiemy busika do Gondaru (dosłownie od razu – przesiadamy się wprost do busika, ktoś przeżuca nasze bagaże).
Kolejne trzy godziny i gdy jest już zupełnie ciemno docieramy pod hotel. Jedyne o czym marzymy to gorący prysznic, kolacja i łóżko.