Nasz pobyt w Chinach dobiega końca, najwyższa pora napisać co my właściwie jedliśmy przez te trzy miesiące. No i musimy Was rozczarować. Nie jedliśmy szczurów, psów, stuletnich jajek, karaluchów ani skorpionów. Jedliśmy po prostu smacznie i do syta. A po powrocie będziemy Wam gotować!
Za śniadanie dziękujemy
Śniadania są tu dziwne, a przynajmniej nam zupełnie nie podpasowały. Z naszych obserwacji wynika, że ogromną popularnością cieszą jajka na twardo. Takie ugotowane już jajka można kupić właściwie na każdym kroku. Sprzedają je nawet w sklepach, jak u nas kawę na wynos. Nie skusiliśmy się jednak ani razu. Równie popularne są też bułki gotowane na parze. Wyglądają i smakują praktycznie jak czeskie knedliky. Niektórzy mogą znać je też z Polski, pod nazwą parowańce albo pampuchy. Czasami są z nadzieniem warzywnym albo mięsnym. Te z kolei lubiliśmy bardzo, ale jadaliśmy raczej jako przekąskę w ciągu dnia. Na śniadanie wydawało nam się za mało konkretne i trochę mdłe.
Poza tym bardzo popularne są dania przypominające zupy, głównie makaron z różnymi warzywnymi dodatkami. Albo też ryż na wodzie. A do tego wszystkiego obowiązkowo mleko sojowe. Bleee!
Królestwo przekąsek
Pod jednym względem Chiny są niezastąpione (przynajmniej na razie, może w innych krajach azjatyckich będzie jeszcze lepiej?). To różnego rodzaju przekąski, które kupuje się na ulicznych straganach. Największy wybór jest z samego rana lub pod wieczór. W ciągu dnia wielu straganiarzy gdzieś „znika” i nie raz z utęsknieniem szukałam „chrupaka” na darmo… . W zależności od miasta i prowincji zmienia się „menu” takiego ulicznego jedzenia, ale to co można praktycznie zawsze dostać to gotowana kukurydza, pieczone parówki, kawałki owoców, tofu czy też naleśniki z ostrym sosem.
Parówek nie polecamy, bo nawet kot poczęstowany nimi nie był pewny, czy je zjeść. Za to kukurydza jest fantastyczna i świetnie nadaje się na śniadanie!
Chrupak mistrzem świata
Chrupak (nazewnictwo moje, nie mam pojęcia jak to się nazywa) to absolutny hit! Dobre miasto to takie, w którym z rana można kupić chrupaka! Chrupak nie raz ratował sytuację, gdy przed podróżą nie mogliśmy zdobyć nic przyzwoitego na śniadanie. A chrupak to nic innego jak ciastko smażone na głębokim tłuszczu. Może mieć kształt okrągłego placka, może być wąski i długi, wtedy sprzedawcy składają je na pół, może być krótki i gruby. Najlepszy jest jeszcze ciepły i świeżo wyjęty z oleju, bo wtedy chrupie najbardziej! Nie jest to lekkostrawne, oj nie! Ale pyyyyszne! Foto nie mamy, bo za szybko zawsze zjadam, żeby zdążyć ze zdjęciem…
A na obiad wołowina
Taki najzwyklejszy zestaw obiadowy to właśnie danie mięsne, do tego warzywa i ryż. Mięsa i ryby mają tu przeróżne i chyba tylko własne uprzedzenia mogą stanąć na drodze spróbowania tego wszystkiego. My najczęściej zamawialiśmy wołowinę. I chyba przez całe dotychczasowe życie nie zjedliśmy jej tyle co przez te trzy miesiące w Chinach. A to dlatego, że smażona wołowina z warzywami była najpewniejszym daniem.
Kurczaka bardzo często podaje się z kośćmi i poza tymi kośćmi niewiele jest mięsa. Oczywiście jeśli mówi się po chińsku i rozumie chińskie menu to pewnie tam jest napisane, który kurczak jest z kością, a który to np. pierś z kurczaka. Ale żeby menu było po angielsku to chyba zdarzyło nam się ze dwa razy. A było to w tzw. dobrych, droższych restauracjach. I wcale nie były to najlepsze dania. Generalnie ile razy chcieliśmy „zaszaleć” i pójść do „dobrej” knajpy to kończyło się jakąś kulinarną porażką. Najlepsze żarcie tylko w „zwykłych” knajpkach! Już Chińczyki wiedzą co przyrządzić. Pokażesz im w rozmówkach wołowina, a oni za każdym razem przynoszą co innego, ale zawsze pyszne!
Lokalne specjały
Co prowincja, ba co miasto, to inne rarytasy. Dla smakoszy Chiny mogą być rajem kulinarnym. Jeszcze jak ktoś się trochę na tym wszystkim zna i wie co, gdzie, jak się je to może mieć nie małą radość z podróżowania po Chinach. My żadnymi znawcami nie jesteśmy, ale dobrze zjeść lubimy. Więc jedno możemy potwierdzić, smacznie tu jest!
Lekkim zdziwieniem może być popularność makaronu. Przynajmniej dla mnie makaron to jednoznaczne skojarzenie z kuchnią włoską. A tu proszę, makaron na każdym kroku.
Są to po prostu długie kluski z różnymi dodatkami, przeważnie w zupie. Chyba ze względu na tę zupę makaron nie był jednak naszym ulubionym daniem. Ale przykładowo w Pingyao lokalną specjalnością jest makaron przypominający plastry miodu. Je się to ze specjalnym sosem. Ciekawe i smaczne, ale raczej jako przystawka niż główne danie.
Ostre żarcie
Z kolei Syczuan słynie z tzw. gorących półmisków. Jak sama nazwa wskazuje to naczynie, pod którym utrzymywany jest ogień. Na danie składa się płynna podstawa, coś jak zupa, a w tym pływają różne kawałki jedzenia. Przeważnie można samemu wybrać zarówno rodzaj „zupy”, jak i dodatki. Mogą to być np. kawałki wieprzowiny, kalafiora, fasolki szparagowej, papryki zielonej, kapusty (która jest tu bardzo popularna), grzybów. Zazwyczaj bardzo ostre. Ten rodzaj jedzenia też nie przypadł nam do gustu, bo wbrew pozorom nie wiele pływających tam elementów nadawało się do jedzenia. Czasami mamy wrażenie, że Chińczycy wrzucają do środka wszystkie resztki, które zostały im z innych dań, posypują chili i jest „hot pot”. I żeby nie było – próbowaliśmy tego w tzw. „dobrej knajpie”. A może trzeba było w jakiejś spelunie…?
Wybierz sobie sam
Ciekawe knajpki są w Yunnanie. Tutaj cały asortyment wystawiony jest na ulicę, albo eksponowany w podświetlonej lodówce, a w najuboższej wersji leży w kuchni. Pokazujesz palcem na co masz ochotę, a oni coś z tego robią. Jak ktoś gada po chińsku to może sobie pewnie zażyczyć takiego kurczaka na tysiąc swoich ulubionych sposobów. Nam pozostawało wskazanie warzyw i mięsa i czekanie z nadzieją, że będzie smaczne. A jakie zaskoczenie za każdym razem! Raz wskazałam coś co myślałam, że jest fasolą. Okazało się, że to były orzeszki ziemnie i dostaliśmy kurczaka w sosie z orzeszkami ziemnymi…
Innym razem pokazaliśmy w rozmówkach fasolę, myśląc że to będzie fasolka szparagowa, tym bardziej, że leżała na ladzie. A do jedzenia dostaliśmy zielony groch… Pychooota!!!
Instrukcja obsługi chińskiej zastawy
Na koniec krótka lekcja z zachowania przy chińskim stole. Wbrew pozorom wcale nie jest to takie oczywiste, przynajmniej dla nas na początku nie było. Bo oto klient dostaje cały zestaw różnych talerzy i miseczek i nie jest łatwo się w tym połapać.
Przede wszystkim nie je się bezpośrednio z talerza, na którym jest danie. Kawałki jedzenia nakłada się pałeczkami do miseczki i dopiero z niej wędrują do ust. Wynika to z tego, że typowe chińskie dania zamawia się dla wszystkich, a nie tylko dla siebie. Czyli przykładowo jeśli zamówimy wieprzowinę w sosie słodko-kwaśnym, smażoną paprykę i ryż, to każde danie będzie na oddzielnym półmisku. Każdy z jedzących nakłada sobie potem odpowiednią porcję do miseczki. Niekiedy ryż dostaje się już w miseczce, ale przeważnie dostawaliśmy w jednym dużym wiaderku, z którego nakładało się go potem do miseczki.
Często dostajemy także małą łyżkę, która służy do nakładania jedzenia, głównie takiego z sosem, albo bardzo drobnego, jak kukurydza czy groszek. Łyżką można też zjeść zupę, która zostaje po wyjedzeniu z niej wszystkich większych elementów. Ale zupę zazwyczaj po prostu się wypija, tylko kilka razy widzieliśmy, żeby ktoś jadł tą łyżką.
W zestawie znajduje się też czarka na herbatę i szklaneczka na inne napoje. Herbata przeważnie jest darmowa, dolewana przez obsługę ze wspólnego czajnika.
No i obowiązkowo jest mały talerzyk – na odpadki, na przykład kości z kurczaka albo cokolwiek innego czego nie chcemy zjeść. Bardzo często pod stolikami znajdują się małe kosze na śmieci. Tam trafiają m.in. zużyte serwetki, opakowania po talerzach i pałeczkach.
Jak już to wszystko wiemy to nie pozostaje nam nic innego jak ość do chińskiej restauracji, wskazać w rozmówkach co chcemy zjeść i czekać z niecierpliwością na pyszności.
Smacznego!
Ps. W Chinach trudno o dobrą kawę, ale w Yunnanie można dostać świetną kawę z miejscowych plantacji. Naprawdę polecam! Wszystkie sieciówki mogą się schować!