6 godzin niezłej telepki nocnym autobusem po wertepach i jesteśmy w Guilin. Przyjechaliśmy tu po drodze na tarasy ryżowe w okolicach Yangshuo i zostaliśmy 2 dni.
Zauroczyły nas wapienne górki otaczające miasto…
Chińczycy ćwiczący tai – chi na chodnikach…
i ludzie siedzący nad rzeką…
W końcu znaleźliśmy Chiny, jakie pamiętamy sprzed 5 lat.
Jedyne czego nie polecamy to wchodzenia do miejscowych atrakcji turystycznych. Ceny wstępu są absurdalnie wysokie, a wewnątrz czeka nas wszechobecna komercja. My daliśmy się złapać na Seven Star Park z takimi oto widokami:
Myśleliśmy, że zobaczymy coś więcej, ale jednak nie… Za to można było sobie pospacerować po pięknych szerokich alejkach na dole, ale już bez widoku na górki, bo wszystko zasłaniały budy z jedzeniem, piciem, parkiem linowym, mini zoo i jeszcze wieloma innymi „atrakcjami”, za które oczywiście trzeba było dodatkowo zapłacić.
Najlepsza rekompensata to nocny spacer po Guilin.