Dawno, dawno temu, gdy piękna księżniczka brała kąpiel, nagle pojawił się młody myśliwy. Wystraszona zerwała się do ucieczki, zostawiając banię z wodą. Biegnąc porzuciła także płaszcz. Z jego fałd zrodziły się niezwykłe piaszczyste wydmy, a bania z wodą przemieniła się w lagunę. Tak powstała malownicza oaza Huacachina, w której tajemnicza księżniczka mieszka do dziś w postaci syrenki.
Chwila wytchnienia i godzina adrenaliny
Godzina podroży Panamericaną i docieramy do Ica, a tam jeszcze taxi i…kupa piasku, czyli gigantyczne wydmy i zieloniutka oaza pośrodku. Jesteśmy w Huacachina, malutkiej wiosce powstałej wokół jeziorka otoczonego wydmami. W całej oazie mieszka może z 200 osób, ale w sezonie roi się tu na pewno od turystów. Główna atrakcja to sandboarding – jak nazwa wskazuje jazda na desce po piasku oraz buggy ride – ostra jazda samochodzikami po wydmach. Oczywiście nie możemy sobie odpuścić żadnej z tych atrakcji! Jak tylko udaje nam się znaleźć hostel i chwilę odpocząć, wynajmujemy buggie z kierowcą i ruszamy w godzinny trip. I jak się szybko okazuje, to jedna z większych dawek adrenaliny, jakie dostaliśmy podczas całej podróży!
Nasz kierowca zdecydowanie zapomniał, gdzie jest pedał hamulca, jeśli w ogóle taki pedał tam był… Co raz wspinamy się na kolejną wydmę, by za chwilę jechać ostro w dół, jeszcze do końca nie zjechaliśmy, a tu znów pod górę i gdy myślisz, że masz jeszcze chwilę do zjazdu, już lecisz do przodu, a Twój żołądek zostaje gdzieś na szczycie wydmy… Próbujemy też sandboardingu, ale przyczepność i ślizg na piasku są delikatnie mówiąc, słabe…Zdecydowanie lepiej wychodzi nam zjeżdżanie po piasku na pupie Zabawa przednia i kupa śmiechu gwarantowane! Do tego powalające wręcz widoki zachodzącego nad pustynią słońca, skąpanych w pomarańczowym blasku wydm i zielonych palem na horyzoncie.
Bezcenne…