Mieszkamy niedaleko rzeki, więc poszliśmy któregoś dnia zobaczyć jak ta rzeka, Tamiza wygląda w naszej okolicy. I trafiliśmy tu:
Okazało się, że zaraz koło nas jest nie tylko ładna promenada nad rzeką, ale też Tamiza łączy się z kanałem, tworząc malownicze dorzecze.
Sprawdziliśmy na mapie i wyszło, że tajemniczy kanał to Regent’s Canal, który łączy Limehouse Basin (dorzecze o nazwie Limehouse, nie wiem jak to lepiej przetłumaczyć) z Grand Union Canal w okolicach Paddington. Jeśli nic Wam to nie mówi, to możecie zorientować się na mapce, którą wkleiliśmy niżej.
Kanał ma prawie 14 kilometrów długości i gdy nastała lepsza pogoda, postanowiliśmy go przejść, jeszcze wtedy nie wiedząc, że ma 14 kilometrów długości. Spacer zapowiadał się bardzo przyjemnie, z dala od tłumów turystów, które okupują centrum miasta. Było cicho, spokojnie, wiosennie, słonecznie…
…przez jakieś kilkanaście minut. Szybko okazało się, że Regent’s Canal może nie jest oblegany przez wycieczki z całej Europy, ale za to cieszy się niemałą popularnością wśród mieszkańców Londynu (a przynajmniej tej części miasta). Akurat był jeden z pierwszych naprawdę ciepłych dni tego roku (bo to było jakoś w marcu) i nie my jedni wpadliśmy na pomysł spacerowania nad kanałem.
Nasza początkowa próba przejechania kanału wypożyczonymi rowerami zakończyła się fiaskiem, bo ludzi miejscami było tyle, że zupełnie nie dało się jechać. Dosłownie chyba wszyscy z okolicy postanowili nagle wyprowadzić tu psa, pobiegać, przejechać się rowerem albo pospacerować.
Tak dotarliśmy do okolic stacji metra Angel, gdzie kanał znika pod ziemią i żeby kontynuować spacer, trzeba przejść kilka ulic. No trudno o lepszą wymówkę, żeby zakończyć tę fascynującą eksplorację okolicy.
Ciąg dalszy nastąpił dopiero po około dwóch miesiącach, gdy wybraliśmy się na drugi koniec kanału. Tym razem zaczęliśmy od Paddington i tak zwanej Little Venice, czyli Małej Wenecji. Tym razem trafiliśmy na paradę łódek i tryliard turystów.
Bo jak już zdążyliście pewnie zauważyć na zdjęciach, po tym kanale pływają łódki, są to łódki nie tylko turystyczne. A nawet głównie nie-turystyczne, a prywatne. Bo tutaj ludzie w tych łódkach mieszkają, mają nawet podwórka, sąsiadów, uprawiają ogródek.
Nie pytajcie mnie, gdzie oni robią siku i skąd mają prąd, bo nie wiem. Na pewno nie mieszkają tam tymczasowo i na pewno nie jest to kilka wyjątkowych przypadków. Takich łódek-domów jest wzdłuż kanału cała masa. Z pewnością przyjemnie jest w ciepły, słoneczny dzień wylegiwać się na pokładzie takiej łódki. Ale obudzić się tam w zimny, deszczowy poranek…brrr.
Gdyby ktoś jednak chciał się skusić, to taką łódkę można wynająć za około £800 miesięcznie, te bardziej komfortowe będą oczywiście droższe, a te zupełnie bez niczego tańsze. Kupić na własność też można, za około £18 000 – £40 000 lub oczywiście więcej. Polecamy szukać na gumtree, jest w czym wybierać (nie, nie planujemy przeprowadzki, sprawdziłam z ciekawości).
Skoro mowa o dziwactwach, to podpowiemy, że kanałem można dojść do Camden, miejsca o którym napiszemy niedługo.
Informacje praktyczne
Wodny autobus
W sezonie letnim po kanale kursuje regualarnie waterbus (wodny autobus), którym można przepłynąć np. między Little Venice a Camdem (czas 50 minut, bilet w jedną stroną £8,50). Szczegóły znajdziecie na www.londonwaterbus.com. Bilety można kupić na miejscu, nie ma potrzeby rezerwowania wcześniej.
Na rowerze
Cała trasa kanału (z małymi wyjątkami) jest współdzielona przez pieszych I rowerzystów. Z tego względu przemieszczanie się rowerem może być kłopotliwe. Gdyby ktoś jednak chciał spróbować I wykorzystać do tego “darmowe” rowery, to więcej o rowerach piszemy tutaj: Jak wypożyczyć rower w Londynie
Trasa